Sadownicy z Mazowsza chcą interwencji wojewody. Po tym, jak w niektórych rejonach naszego województwa przymrozki dochodziły nawet do minus 4, 5 stopni, producenci obawiają się o przyszłe plony. Straty z pewnością będą duże – mówią.Zdaniem sadowników, wojewoda powinien zacząć działać jak najszybciej.
– Im szybciej zacznie wojewoda działać tym lepiej – mówi Artur Jagielliński, który uprawia jabłka i wiśnie.
– Powinien zwoływać komisję, żeby oszacować te straty. Z mojego doświadczenia, to ta komisja zajmuje dużo czasu. Czym wcześniej wojewoda zacznie coś robić, tym lepiej, bo to później w gminach dużo czasu zajmuje. Później w gminie jest wysyłane do wojewody i to wszystko zajmuje czas. Czym wcześniej wojewoda zacznie działać, tym wcześniej jest szansa na doraźną pomoc – tłumaczy.
Niektórzy sadownicy, np. z okolic Warki z powiatu grójeckiego, przez mróz położyli się spać dopiero nad ranem. Jak mówi nam Sebastian Anyszkiewicz, w niektórych miejscach temperatura w nocy spadła nawet do minus 5 stopni.
– Ta noc była dosyć groźna. Minus 4, minus 5 stopni nawet miejscami. Ratował każdy, jak mógł. W sadach były instalacje przymrozkowe, czyli takie, które całą noc polewają wodą plantacje. Niektórzy sadownicy używali maszyn, które spalają olej napędowy i ogrzewają powietrze w sadzie – wskazuje.
– Straty z pewnością będą duże – dodaje Jagieliński.
– Pręciki są już brązowe, to na pewno straty, bo to jest taki newralgiczny moment, kwitnienie. Odsłonięte, że tak powiem, jabłonie i wiśnie. To akurat teraz w pełni kwitnienia jest – wyjaśnia.