Kraków. Floriańska 41. W kamienicy pod tym adresem, 24 czerwca 1834 roku, na świat przyszedł Jan Matejko. Z tym domem związał także swoje życie dojrzałe, zawodowe, kiedy ponownie w nim zamieszkał z małżonką i czwórką dzieci. Dziś mieści się tu Muzeum Dom Jana Matejki – oddział Muzeum Narodowego w Krakowie.
– Jan był siedmiolatkiem, kiedy zmarła Joanna Karolina Rossberg Matejko, jego matka – wyjaśnia Marta Kłak-Ambrożkiewicz kustosz i kierownik Domu Jana Matejki. – Dzieciństwo przyszłego malarza było trudne i biedne, z dość wymagającym tatą, nauczycielem muzyki, który był Czechem z pochodzenia – Franciszkiem Matejko. Bywały okresy, kiedy dzieciom bardzo ciężko się żyło, szczególnie po śmierci matki. Franciszek Matejko pracował na pensjach, miał również uczniów, nauczał muzyki w domu. Sam też kładł ogromny nacisk na naukę swoich dzieci, a ponieważ nauka była płatna, to przy tej licznej gromadzie dzieci musiał zarobić dużo pieniędzy, by zapewnić im wykształcenie.
Jan był dziewiątym dzieckiem z 11, jakie mieli państwo Matejko.
– W tym gronie były tylko dwie dziewczynki. Łucja zmarła w wieku nastoletnim, natomiast z Marią przyjaźnił się przez całe życie – zaznacza Marta Kłak-Ambrożkiewicz. – Jeśli chodzi o braci, dwóch starszych, Edmund i Zygmunt poszli, jak to się wówczas mówiło, do powstania na Węgrzech w 1848 roku. Jeden z nich już nie wrócił, zginął, a drugi musiał przyjąć tożsamość tego pierwszego, bo był prześladowany. To były trudne relacje – podkreśla.
Z malarstwa nie da się żyć
Jan nie znajdował w rodzinnym domu zrozumienia dla swojego talentu plastycznego. Ojciec uważał, że z malarstwa nie da się żyć.
– Przygotowywał syna do zawodu nauczyciela muzyki, albo organisty. Jan otrzymał wykształcenie muzyczne. Podobno, tak mówią źródła, dobrze grał na fortepianie, potrafił grać ze słuchu, co jest dużą umiejętnością, ogromnie cenił muzykę Chopina, Beethovena – mówi kurator.
Dlatego Franciszek Matejko bardzo ciężko zniósł porażkę nastoletniego Jana, który nie otrzymał promocji do klasy trzeciej gimnazjum.
– Dzisiaj to wydaje się wręcz niemożliwe, ale dla Franciszka Matejki, 12-latek zaprzepaścił swoją szansę na dobre życie, nie otrzymując promocji na kolejny semestr gimnazjalny – zauważa.
Z pomocą przyszło rodzeństwo
– Szczęśliwie złożyło się, że wówczas najstarszy brat przyszłego malarza, Franciszek – historyk, filozof, doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego, później pracownik Biblioteki Jagiellońskiej, namówił ojca, by prace rysunkowe, a nawet jak czytamy w źródłach, pierwsze malarskie, pokazał w Szkole Sztuk Pięknych w Krakowie, Wojciechowi Stattleremu. Warunkowo Jan został przyjęty do tej placówki – podkreśla.
Marta Kłak-Ambrożkiewicz zwraca uwagę, że ta krakowska szkoła, pod zaborem austriackim, cieszyła się wśród Polaków dużą estymą, ponieważ Wojciech Korneli Stattler znał osobiście Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego.
– Jan wstępując do tej szkoły, trafił pod opiekę drugiego ważnego profesora – Władysława Łuszczkiewicza, który kształcił się w Europie Zachodniej. Był miłośnikiem przeszłości, kładł ogromny nacisk na coś, co dziś nazwalibyśmy dokumentacją, inwentaryzacja zabytków. Ta szkoła łuszczkiewiczowska znajduje odzwierciedlenie potem w tych wszystkich rysunkach, dokumentacjach, na które dziś patrzmy także z pozycji konserwatorskiej zabytków, inwentaryzatorskiej. I to są ogromne umiejętności, które Matejko nabył w tej szkole. Potem, wiele lat później, na ten element kładł duży nacisk w szkole, którą sam prowadził, zapraszając swojego dawnego profesora do współpracy – zapowiada kurator.
Pierwszy sprzedany obraz
Kiedy Jan miał prawie 17 lat, próbował przekonać ojca, że z malarstwa można się utrzymać. W krakowskim antykwariacie, przy ulicy Szpitalnej, sprzedał swój obraz – „Carowie Szujscy przed Zygmuntem III Wazą” i zarobił pierwsze pieniądze.
– Wiele lat później, Jan, już jako człowiek dorosły, któremu dobrze się powodziło, wspomagał swoje rodzeństwo. Jako człowiek posażny nigdy nie zapomina o bliskich, nigdy nie zapomina o uczniach, i o wielu innych osobach, które wspierał finansowo – mówi Marta Kłak-Ambrożkiewicz.