Rodowita kielczanka, absolwentka Akademii Teatralnej w Białymstoku, aktorka ceniona przez widzów i krytyków – Joanna Kasperek świętowała w środę (11 października) trzy dekady pracy artystycznej. Jubileusz uczciła recitalem „Zośka Wariatka – 30 lat później”.
Taki pomysł na świętowanie wybrała sama artystka. „Zośka Wariatka” to śpiewany monodram z tekstami m.in. Juliana Tuwima, Roberta Frosta, Wisławy Szymborskiej czy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Swoją premierę miał w 1995 roku na wrocławskim Przeglądzie Piosenki Aktorskiej. Jak przyznaje Joanna Kasperek, wróciła do tego spektaklu, bo chciała zobaczyć, co od tego czasu zmieniło się w jej aktorstwie.
– Na strychu znalazłam kasetę z nagraniem VHS „Zośki Wariatki” z Wrocławia i przyznam, że jestem w ogromnym szoku, bo sama nie spodziewałam się jak dużo zadziało to przez te 30 lat. I ten spektakl performatywny, jak wolę go nazywać, z udziałem muzyków jest takim powrotem do tego, co już było. Więc jedną nogą jestem w tym starym, ale tak naprawdę pokazuję sobie i widzom, jak długą drogę przebyłam. Sama sprawdzam, w jakim momencie jestem jako aktorka, ale też jako kobieta, ile się zadziało, do jakiego momentu doszłam. Sprawdzam sobie pewne rzeczy, trochę żartuję ze sobą, mrugam okiem do siebie i do widza. Sprawdzam, w jakiej jestem kondycji w roku 2023 – wyjaśnia.
Artystka na scenie zniszczyła swoją złotą suknię
Oceniła, że dziś jest innym człowiekiem, ale teksty, które wykonywała przed laty i dziś są tak samo aktualne.
– Miałam taką myśl, żeby się nie powtórzyć, ale żeby to było aktualne ze strony aktorskiej. Dziękuję Mirkowi Kaczmarczykowi, który zgodził się wziąć udział w tym przedsięwzięciu, zrobił dekor, mój kostium, wyreżyserował światło – mówi.
Śmieje się, że to on wymyślił, by w czasie spektaklu zniszczyła swoją piękną, złotą suknię z cekinów.
Recital był popisem aktorskich i wokalnych umiejętności Joanny Kasperek, która pokazała, jak zręcznie i dynamicznie potrafi przejść z jednej roli w drugą, pokazać i wyśpiewać skrajne emocje.
Jednak droga Joanny Kasperek do aktorstwa, jak sama wspomina, nie była oczywista.
– U mnie w domu oglądało się teatr telewizji. Moja mama, pracując w Filharmonii Świętokrzyskiej była bardzo wyczulona na kulturę i sztukę. Pewnego razu oglądałam spektakl grany. Wówczas wydawało mi się, że przez młodzież. Byli to bardzo młodzi aktorzy, może adepci szkoły teatralnej i wcielali się w role dzieci. Bardzo mi się podobało, jak oni to robili, ale… pomyślałam sobie, że ja bym to zrobiła lepiej. Nie wiem skąd taka myśl się we mnie zrodziła, bo chyba jeszcze wtedy nie miałam takiej koncepcji na życie, żeby zostać aktorem. Tak to się zaczęło, ale nie od razu trafiłam do szkoły teatralnej. Po drodze był o jeszcze studium turystyczno-hotelarskie – przypomina.
Na początku były lalki
Nie od razu jednak zdecydowała się na bycie aktorka dramatyczną. Postawiła zdawać do Akademii Teatralnej w Białymstoku, na wydział lalkarski.
– Ze zwykłego tchórzostwa, może lenistwa, ale nie miałam odwagi zdawać do szkoły teatralnej warszawskiej, bo wdawało mi się, że ta uczelnia przynależy Warszawiakom, ludziom z dużych miast, a ja pochodząc z Kielc czułam się prowincjonalnie – tłumaczy.
– Pomyślałam, że spróbuję chociaż „na lalki”. Myślałam, że tam będzie łatwiej, ale łatwo nie było, bo byłam pod kreską, czyli nie dostałam się. Ale te osoby pod kreską mają szanse dołączyć do grupy studentów pierwszego roku, i tak też się stało w moim przypadku. Fuksem zostałam studentką – mówi.
Ale lalki nie były jej pisane. Szybko trafiła na scenę dramatyczną.
– Na czwartym roku studiów zaśpiewałam w spektaklu Wojtka Szelachowskiego i Krzysia Dziermy. Zaproponowali mi rolę, z czego byłam bardzo dumna, bo nie miałam jeszcze dyplomu, pracy magisterskiej, a mogłam już wystąpić w przedstawieniu „Żywa klasa” właśnie w reżyserii Wojtka Szelachowskiego. I tak ta historia się zaczęła. Potem zresztą z jedną z piosenek z tego spektaklu pojechałam do Wrocławia na Przegląd Piosenki Aktorskiej, który udało mi się wygrać. Tak też narodziła się „Zośka”, bo organizatorzy Przeglądu Piosenki Aktorskiej po tej nagrodzie, zaproponowali mi, żebym zrobiła swój recital. Zrobiłam „Zośkę Wariatkę” – wspomina.
Z Białostockiego Teatru Lalek, gdzie była grana „Żywa klasa”, Joanna Kasperek trafiła do Towarzystwa Wierszalin. Wspomina, że wygrała casting.
– Mając już cykliczne spektakle „Żywej klasy” kiedyś przyszedł do teatru Piotr Tomaszuk z Wierszalina. Szukał aktorki, zrobił casting. Tak się stało, że wygrałam i zostałam w Towarzystwie Wierszalin – mówi.
„Niezwykle pracowita, bardzo charakterystyczna”
Z Wierszalinem był też związany Zdzisław Reczyński, dziś aktor Teatru Laki i Aktora „Kubuś” im. Stefana Karskiego w Kielcach, ale jak przyznaje, odszedł z grupy, zanim trafiła do niego Joanna Kasperek. Minęli się także później, kiedy aktorka dołączyła do ekipy Teatru, im. Stefana Żeromskiego.
– To jest wielka aktorka, wspaniała artystka, której talent wykracza poza krajowe sceny – ocenia.
Za to Olga Gordiejew, dziś dziennikarka Polskiego Radio Białystok, ponad 20 lat temu pracowała w Teatrze Wierszalin w Supraślu razem z Joanną Kasperek.
– Joanna zawsze była bardzo wyrazistą osobowością tego teatru. Niezwykle pracowita, bardzo charakterystyczna, właściwie pamiętam każdą rolę Joanny. Wszyscy patrzyliśmy na nią, jak na osobę, od której warto się uczyć, od której warto brać to, co najlepsze, czyli niezwykłe zaangażowanie i pasję, z którą podchodziła do każdego wyzwania. Niczego nie robiła nigdy byle jak. I to, co było niesamowite: w momencie, kiedy ja przyszłam do teatru, Joanna była już gwiazdą tego zespołu, ale nigdy nie dała tego odczuć swoim młodszym kolegom i koleżankom. Zawsze służyła radą, dobrym słowem, podpowiedzią aktorką, anegdotą. Z wypiekami na twarzy kibicowałam Joannie, kiedy startowała w Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu i to była szalona radość także dla studentów Akademii Teatralnej w Białymstoku, że absolwentka tej uczelni wygrała ten festiwal – wspomina.
Sześć „Dzikich Róż”
Sama Joanna Kasperek po sześciu latach odeszła z Towarzystwa Wierszalin. Aktorka przyznaje, że zaczęła szukać swojego miejsca.
– I tak się stało, że Piotr Cieplak – wówczas dyrektor Teatru Rozmaitości w Warszawie, który widział mnie gdzieś, w jakimś spektaklu Wierszalina, właściwie od razu zaproponował mi pracę. A ponieważ byłam na rozdrożu, przyjęłam te propozycję – mówi.
Dodaje, że potem tych wyborów potem było jeszcze wiele. Grała we Wrocławiu, kilka razy wracała do Warszawy, aż w końcu dotarła do rodzinnego miasta. Jak mówi, zadecydowały względy osobiste.
– Założyłam rodzinę, miałam dwójkę dzieci i pogodzenie życia rodzinnego z zawodowym było mega trudne. Rodzina stała się dla mnie najważniejsza. Dzieci miały pierwszeństwo – podkreśla.
W 2005 roku dołączyła do zespołu Teatru im. Stefana Żeromskiego.
– I pamiętam taki moment. Przyszedł do teatru Radek Rychcik i zaproponował mi rolę w „Hamlecie”. Wtedy zaczęło się odbijanie od tej rodzinnej sytuacji, od bycia mamą. Ta krzywa prosta zaczęła się unosić, Powoli, ale szła do góry – ocenia.
Dziś Joanna Kasperek cieszy się uznaniem zarówno krytyków, jak i widzów, od których otrzymała już sześć statuetek Dzikiej Róży, przyznawanych w plebiscycie publiczności.
„Chyba już sobie nikt nie wyobraża teatru bez Joanny Kasperek”
– To jest świetna aktorka – mówi Grzegorz Strzelczyk, prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Teatru im. Stefana Żeromskiego, które było jednym z organizatorów jubileuszu.
– O niej można mówić tylko w samych superlatywach. Zagrała wiele wspaniałych ról, że chyba już sobie nikt nie wyobraża teatru bez Joanny Kasperek.
Także współpracownicy chwalą aktorkę. Beata Pszeniczna mówi, że Joanna Kasperek ma w sobie niezwykłe pokłady aktorstwa.
– Asia jest wspaniałą koleżanką, emanuje ogromnym spokojem, profesjonalizmem, więc to miłe jest dzielić z kimś takim garderobę. Ma ogromną wiedzę na temat gry, warsztatu. Przez chwilę razem pracowałyśmy z młodzieżą, i to chyba był dobry moment, żeby dobrze poznać Joasię, uzupełniałyśmy się – wspomina.
Andrzej Plata mówi krótko:
– Joanna Kasperek to jedna z najwspanialszych aktorek, które spotkałem. Wspaniale się z nią gra, jest bardzo uważną partnerką na scenie. Życzyłbym, żeby każdy aktor miał takiego partnera jak Asia Kasperek – dodaje.
Wspomnień podczas benefisu było wiele. Także Andrzej Mochoń opowiadał, że ich znajomość sięga daleko wstecz.
– Spotkaliśmy się, kiedy ona była licealistką, a ja już pracowałem na uczelni. To jest wybitna aktorka, bardziej wybitna, niż wielu osobom w Kielcach się wydaje. To jest taki diament, z którego istnienia nie wszyscy zdają sobie sprawę. Cieszę się, że takie osoby są wśród nas. Mogła występować na każdej scenie, ale cieszę się, że została w Kielcach – podkreślił.
Najbliższy spektakl, w którym będzie można zobaczyć Joannę Kasperek to „Miarka za miarkę” Williama Szekspira w reżyserii Dana Jemmetta. Zostanie pokazany 20 października. Aktorka występuje w nim w trzech rolach.