Piłkarze ręczni Industrii Kielce w meczu 5. kolejki Ligi Mistrzów zremisowali we własnej hali z węgierskim OTP Bank-Pick Szeged 27:27 (14:15). To pierwszy remis polskiego zespołu, który ma też na koncie dwa zwycięstwa i dwie porażki.
Kielczanie w spotkaniu z węgierską drużyną wystąpili ponownie w mocno osłabionym składzie. Kontuzjowani są m.in. niemiecki bramkarz Andreas Wolff i hiszpański rozgrywający Alex Dujshebaev. Ponieważ oprócz starszego syna trenera Industrii, uraz leczy także Paweł Paczkowski, polski zespół w czwartkowym meczu zagrał bez nominalnego prawego rozgrywającego.
Mistrzowie Polski w czterech dotychczasowych pojedynkach ponieśli już dwie porażki (z Aalborgiem i THW Kiel). Podopieczni trenera Tałanta Dujszebajewa jeśli nie chcieli stracić kontaktu z czołówką tabeli grupy A, nie mogli sobie pozwolić na stratę punktów z zespołem z Węgier, który do tej pory wygrał tylko jeden mecz, a trzy przegrał.
Spotkanie początkowo było wyrównane, oba zespoły grały bramka za bramkę, a wynik oscylował wokół remisu. W 14. min po trafieniu chorwackiego rozgrywającego Luki Stepancica goście po raz pierwszy wyszli na dwubramkowe prowadzenie. Kielczanie potrzebowali tylko czterech minut, aby odrobić straty (8:8 – bramka Haukura Thrastorsona). Kilka minut później sytuacja się powtórzyła. Na dwa trafienia węgierskiej drużyny, polski zespół odpowiedział tym samym.
W 28. min ekipa z Kielc mogła po raz pierwszy od dłuższego czasu wyjść na prowadzenie, ale Ronald Mikler obronił rzut Daniela Dujshebaeva. Minutę później węgierski bramkarz wygrał pojedynek sam na sam z Arkadiuszem Moryto, a Pick po kontrze wykończonej przez Mario Sostarica wygrywał 15:13. Na dodatek chorwacki prawoskrzydłowy przy rzucie był faulowany i na karę dwóch minut powędrował Dylan Nahi. Wynik pierwszej połowy ustalił Moryto z rzutu karnego, ale gospodarze na przerwę schodzili z jednobramkową stratą (14:15).
Drugą część gry zmobilizowani kielczanie rozpoczęli od trafień Moryty i Sićki. Radość kibiców Industrii trwała krótko, bo rywale po dwóch bramkach Sostarica odzyskali prowadzenie (17:16). Teraz nastąpił kolejny zwrot akcji, bo Mikler skapitulował po rzutach Sićki i Nahiego. W 36. minucie trenerzy węgierskiej ekipy (Vladan Jordovic i Krisztian Karpati) po raz pierwszy poprosili o czas. Po powrocie na parkiet kielecka defensywa spisała się dwa razy bez zarzutu, a Sićko i Nahi sprawili, że zespół z Kielc wygrywał już 20:17 (39. min).
Pięć minut później Industria mogła prowadzić już czterema bramkami, ale Moryto po raz pierwszy w tym meczu pomylił się z linii siedmiu metrów. Kiedy wydawało się, że polska drużyna zaczyna panować na parkiecie, gospodarzy ogarnęła niemoc strzelecka. W 47. min Bodo pokonał Miłosza Wałacha i goście przegrywali tylko 21:22. Na ławce Industrii zrobiło się nerwowo, bo za chwilę drugi raz na ławkę kar powędrował Arciom Karalek, filar kieleckiej defensywy.
Na osiem minut przed końcem był już remis (23:23), po szóstej już bramce Stepancica. Sytuacja na parkiecie zmieniała się jak w kalejdoskopie. W 54. min po trafieniu Karacica kielczanie wygrywali 25:23, a już 60 sekund później był remis (25:25 – Frimmel). Na trzy minuty przed końcowym gwizdkiem arbitrów kieleccy fani na moment zamilkli, bo goście po bramce byłego zawodnika zespołu z Kielc Deana Bombaca wyszli na prowadzenie 26:25.
Co prawda do remisu dość szybko doprowadził Moryto, ale na niespełna minutę przed końcem ponownie do siatki gospodarzy trafił Bombac. Kiedy do końcowej syreny brakowało 20 sekund wyrównał Moryto. Goście nie zdążyli już zadać decydującego ciosu i mecz zakończył się podziałem punktów.