Sylwetki zmarłych znanych, ale też zapomnianych artystów plastyków związanych z ziemią świętokrzyską przypomniał Marian Rumin. Spotkanie wspominkowe zorganizowało Stowarzyszenie Historyków Polskich.
Marian Rumin od dziesięcioleci obserwuje życie kulturalne. Był wieloletnim dyrektorem Biura Wystaw Artystycznych w Kielcach. Z wykształcenia jest krytykiem i historykiem sztuki, członkiem Stowarzyszenia Historyków Sztuki, autorem wielu publikacji i wystaw, w tym o środowisku artystycznym regionu świętokrzyskiego.
– Chciałem przypomnieć twórców, plastyków, którzy odeszli już z tego świata, a których dorobek jest w zbiorach publicznych – w Muzeum Narodowym w Kielcach, w Biurze Wystaw Artystycznych. Są też i tacy, którzy odeszli w cichości, i niewiele śladów ich działalności artystycznej pozostało – wyjaśnił
Spotkanie rozpoczął od historii aktu autorstwa Stanisława Praussa, który został zaprezentowany na sztalugach. Jak wyjaśnił, ten obraz miał nie istnieć.
– Kiedy przygotowywałem wystawę o Stanisławie Praussie wdowa po artyście prosiła mnie, by tego obrazu nie brać, żeby tę pracę wykonaną na sklejce połamać i wyrzucić do śmieci. Że jest nieodpowiednia do publicznej prezentacji. Obraz ocalał, ale jest dowodem tego, że wiele prac, wielu artystów zostało zniszczonych bezpowrotnie – wyjaśnił.
Stanisław Prauss był jednym z bohaterów spotkania, a ich lista była długa. Przywołani zostali, m.in. Henryk Czarnecki – założyciel liceum plastycznego w Kielcach, malarz, Jan Golka – wieloletni scenograf w Teatrze im. Stefana Żeromskiego, ale także malarz i, o czym mało osób wie, poeta, Henryk Papierniak – malarz, który zaczynał od ceramiki, Rozalia Laszczyk, Adolf Wajncetel, Bolesław Cetner, Leszek Kurzeja, Amalia Kwiatkowska, Jadwiga Trzcińska, Andrzej Grabiwoda, Krzysztof Jackowski czy Marian Czapla.
Marian Rumin przyznał, że wiele z tych osób miał okazję poznać.
– Większość tych artystów odwiedzałem w pracowniach, niektórym robiłem wystawy. Niektórzy, dopiero po moich wielkich staraniach wpuścili mnie do pracowni, jak na przykład Adolf Wajncetel, który bardzo się bronił przed tym, żeby ktoś wchodził w jego świat, tam, gdzie mieszkał, pracował – wspominał.
W swoim wystąpieniu Marian Rumin nie koncertował się na wyliczaniu dokonań artystycznych czy prezentowaniu oficjalnych życiorysów, ale na tym, co wynikło z tych spotkań, co zostało w pamięci. Dlatego nie zabrakło anegdot. Opowiadał, jak Adam Wolski – twórca instalacji zdobiących wnętrza wielu publicznych budynków w regionie, wystawił na zorganizowanej przez siebie naprędce licytacji obraz olejny swojego autorstwa.
– Rzucił kwotę 10 złotych i zapytał, kto tyle da. Nikt się nie zgłosił, więc ja się zgłosiłem. Nikt mnie nie przebił, więc za 10 zł zakupiłem ten obraz do zbiorów BWA. Kilka dni później, kiedy obraz został już wciągnięty do rejestru, przyszedł do mnie Adam z prośbą, żebym zwrócił mu tę pracę. Niestety tego już nie mogłem zrobić, zrobiła się taka towarzyska awantura – żartował.
Inna historia towarzyszyła zakupowi pracy malarki Jadwigi Trzcińskiej. Marian Rumin wspominał, jak odwiedził ją w jej domu przy ulicy Mazurskiej.
– Kiedy już udało nam się zakończyć negocjacje i już miałem obraz, chciałem wyjść, ale nie mogłem, bo przed domem było stado dużych, groźnie wyglądających psów. Poprosiłem, by artystka pomogła mi wyjść, ale usłyszałem, że nigdzie nie muszę iść. Szukając pomysłu, jak się wydostać, powiedziałam, że jeśli dziś nie złożę rachunku w kasie, to będą nici z zakupu. To poskutkowało – powiedział.
Marian Rumin wspominał, że kilka dekad temu w Kielcach tętniło życie artystyczne. Miejscowa bohema miała swoje miejsca, gdzie się spotykała. Jednym z nich było „Zacisze” – lokal nad kieleckim zalewem, który był problematyczny dla okolicznych mieszkańców. Spotykano się także w „Sołtykach” przy Rynku czy w Domu Środowisk Twórczych.
– Te spotkania trwały bardzo długo, nawet już po zamknięciu lokalu. Bywały też spotkania po wernisażach, kiedy artyści chcieli jeszcze troszeczkę porozmawiać sobie i w węższym gronie artystów, animatorów kultury, przyjaciół, korzystając z nadmiaru swoich emocji, wyrzucając z siebie zarówno te dobre rzeczy, jak i te złe – powiedział.
O świętokrzyskich artystach można przeczytać także w publikacji „Kapitał sztuki. Suplement 2017”. Marian Rumin zaznaczył, że to wybór tekstów jego autorstwa.
– To są zebrane moje teksty, które ukazywały się w prasie, w katalogach wystaw. Tego uzbierało się dużo. Większość dotyczy artystów z naszego regionu. Mówiąc region, mam na myśli terytorium w widłach Wisły i Pilicy. Sprawy organizacyjne czy administracyjne były wtórne – zaznaczył.
Wydawnictwo można kupić w Biurze Wystaw Artystycznych w Kielcach, gdzie też odbyło się środowe spotkanie.