Robienie zdjęć było jego pasją i sposobem na życie. W piątek, 5 kwietnia, zmarł Aleksander Piekarski – fotoreporter „Echa Dnia”, który przez dekady fotografował zmiany, jakie zachodziły w naszym regionie. Miał 67 lat.
Jego charakterystyczną postać i twarz okraszoną gęstym wąsem znało wiele osób. Pojawiał się zawsze tam, gdzie coś się działo. Dokumentował wypadki i tragedie. Miał oko, by pokazać dramaty ludzkie, ale odnajdował się także w „lżejszej” tematyce.
Anna Krawiecka, wieloletnia redaktorka i dziennikarka Słowa Ludu i Echa Dnia wspomina, że już jako nastolatek miał dar do robienia zdjęć.
– Alka poznałam, gdy był jeszcze licealistą. Przychodził do redakcji do swojej mamy, która była kultową maszynistką w Słowie Ludu. Przynosił zdjęcia zrobione na kieleckich ulicach, a mama podrzucała je do działu miejskiego i szefowa działu, Ania Orlicka, dawała te zdjęcia, jak nie miała innych, od profesjonalistów. Alek miał swój prywatny aparat, Zenit, i nim robił dobre zdjęcia – mówi.
Redaktor dodaje, że szybko robił postępy i stawał się coraz lepszy.
– Po dwóch latach pracy miał swoją wystawę, czego nie mogli przeżyć starzy fotoreporterzy. Ona miała miejsce w dużej galerii przy ulicy Sienkiewicza, obok sklepu Natasza – dodaje.
Anna Krawiecka zwraca uwagę, że zdjęcia Aleksandra Piekarskiego nigdy nie były piękne.
– Piękne w sensie: uroki przyrody, psy, dzieci, cukierkowe zdjęcia miss. To nie była jego domena. Jego domeną było życie, życie też stracone, bo często jeździł do wypadków, widział straszne rzeczy. Taki zawód… – zawiesza głos.
Alek Piekarski, dla przyjaciół i współpracowników „Aluś”, miał silną osobowość. Anna Krawiecka wspomina, że był człowiekiem dynamicznym.
– Impulsywnym, energicznym, pełnym poczucia humoru, czasem się na siebie wściekaliśmy tak, że byśmy się pozabijali, ale za wszystko było w porządku – mówi.
Anna Krawiecka wspomina ich ostatnie spotkanie, w Wielką Sobotę.
– Nie żegnaliśmy się, snuliśmy plany o podróżach. Mieliśmy plan, żeby pojechać do Hamburga, żeby zobaczyć miniaturowe miasto… – zdradza.
Bo w ostatnich latach podróże były największa pasją Aleksandra Piekarskiego. Z wielkim zaangażowaniem organizował je sam, a o efektach tych wyjazdów opowiadał także podczas spotkań z publicznością, jak również na antenie Radia Kielce. Zawsze towarzyszyła mu ukochana żona, Kasia.
W tę ostatnią podróż Alek wyruszył sam…
Pogrzeb odbędzie się we wtorek, 9 kwietnia, o godz. 12.00, w kościele pod wezwaniem św. Józefa Robotnika w Kielcach.