Prof. Lewicki: postrzelenie Trumpa przysporzy mu sympatii wyborców
Amerykanista i politolog prof. Zbigbniew Lewicki ocenił, że postrzelenie Donalda Trumpa przyczyni się do zwiększenia do niego sympatii wyborców. Zaznaczył, że i tak w ostatnim czasie kandydat Republikanów zyskiwał poparcie, natomiast obecny prezydent, Joe Biden, tracił je.
Były prezydent USA Donald Trump został w sobotę postrzelony w ucho podczas wiecu wyborczego w Butler w stanie Pensylwania. Zginęły dwie osoby, w tym zamachowiec, a dwie kolejne zostały poważnie ranne. Stan kandydata Republikanów jest dobry. Sobotni wiec miał być ostatnim wystąpieniem Trumpa przed rozpoczynającą się w poniedziałek w Milwaukee konwencją wyborczą Republikanów, na której zostanie oficjalnie wybrany kandydat partii na prezydenta.
Jak skomentował dla PAP prof. Lewicki, zawsze tego typu wydarzenia powodują wzrost sympatii do ofiary niedoszłego bądź skutecznego zamachu. Zauważył, że tak było po zamachach na Abrahama Lincolna i Johna F. Kennedy’ego.
„Tu mamy do czynienia z nieudanym zamachem, ale nie ma wątpliwości, że wyborcy tak zareagują – pomyślą, że skoro Trumpa chcą zabić, trzeba mu udzielić pomocy, zagłosować na niego” – ocenił amerykanista. Zwrócił uwagę, że nie są znane motywy zamachowca, natomiast można je wiązać z krytyką Trumpa w mediach.
Pytany, czy postrzelenie Trumpa może być punktem zwrotnym w kampanii prezydenckiej w Stanach Zjednoczonych, prof. Lewicki zaznaczył, że i tak w ostatnim czasie kandydat Republikanów zyskiwał poparcie, a obecny prezydent, kandydat Demokratów Joe Biden, tracił.
„Choć można mieć zastrzeżenia do spodziewanej polityki Trumpa, to widzimy, że Joe Biden jest niezdolny do pełnienia najważniejszej funkcji w Stanach Zjednoczonych i na świecie. Przy całej sympatii, jaką można mieć dla Bidena, ten ciąg nieprawdziwych stwierdzeń, wymyślonych teorii, które wygaduje, każdego innego kandydata by zdyskwalifikował” – powiedział ekspert.
Jak ocenił, Biden miałby wiele powodów do rezygnacji z kandydowania, natomiast postrzelenie Trumpa zapewne nie wpłynie na jego decyzję.
Prezydent Joe Biden potępił atak na Trumpa w krótkim wystąpieniu telewizyjnym. Jego sztab wyborczy poinformował, że wstrzymał emisję spotów wyborczych. Biały Dom przekazał, że Biden odbył w sobotę rozmowę telefoniczną z Trumpem, zadzwonił też do gubernatora Pensylwanii Josha Shapiro i burmistrza miasteczka Butler – miejsca sobotniego wiecu – Boba Dandoya. W reakcji na zamach prezydent skrócił też swój planowany weekendowy pobyt w nadmorskim kurorcie Rehoboth Beach i wróci do Waszyngtonu, by otrzymać sprawozdanie służb. Śledztwu w sprawie przewodzić będzie Federalne Biuro Śledcze (FBI).
Prof. Urbańczyk: Zamach na Trumpa efektem brutalizacji języka politycznego
Zamach na Donalda Trumpa jest efektem brutalizacji języka politycznego; Joe Biden, jego przeciwnik w wyborach prezydenckich, znalazł się teraz w bardzo trudnej sytuacji – ocenił amerykanista z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu prof. Michał Urbańczyk.
Były prezydent USA i kandydat w tegorocznych wyborach prezydenckich Donald Trump został w sobotę postrzelony podczas wiecu wyborczego w Butler w stanie Pensylwania. Zginęły dwie osoby, w tym zamachowiec, a dwie kolejne zostały poważnie ranne. Stan kandydata Republikanów jest dobry.
Prof. Michał Urbańczyk powiedział w niedzielę PAP, że nieudany zamach poważnie wzmocnił wyborcze szanse Trumpa, a zdjęcia dokumentujące zdarzenie z Butler przejdą do historii.
„Jak do historii przeszło zdjęcie żołnierzy amerykańskich stawiających flagę na Iwo Jimie, tak przejdzie do niej również zdjęcie zakrwawionego Trumpa otoczonego agentami Secret Service na tle amerykańskiej flagi” – powiedział.
Prof. Urbańczyk powiedział, że choć nieznane są intencje jakimi kierował się zamachowiec, należy zwrócić uwagę na brutalizację języka politycznego, na to w jaki sposób Trump jest określany przez Demokratów i ich zwolenników oraz na to, jak mówią o nim media.
„W lewicowych mediach, zwłaszcza w mediach społecznościowych, Trump jest nazywany największym zagrożeniem dla demokracji. Mamy do czynienia ze stawianiem go w jednym rzędzie z faszystami, nazywaniem go dyktatorem, mówieniem o tym, że trzeba go zatrzymać za wszelką cenę. To spowodowało takie a nie inne konsekwencje” – powiedział.
Ekspert ocenił, że zdarzenie w Butler może być tym momentem, gdy nastąpi refleksja nad formami walki z przeciwnikami politycznymi.
„Mam nadzieję, że Demokraci pójdą za Barackiem Obamą, który dzisiaj napisał w mediach społecznościowych, że jest to idealny moment, żeby przywrócić do amerykańskiej polityki uprzejmość i szacunek” – powiedział.
W opinii prof. Urbańczyka obecna sytuacja prezydenta Bidena jest nie do pozazdroszczenia.
„Debata prezydencka poszła mu fatalnie. Wyborcy, dziennikarze zwracają baczniejszą uwagę na jego przejęzyczenia. Sondaże coraz częściej wskazują na powiększającą się przewagę Trumpa nad Bidenem. Niewykluczone, że zamachowiec widział w zamachu jedyny sposób na powstrzymanie Trumpa przed zdobyciem prezydentury” – powiedział.
Prof. Michał Urbańczyk zaznaczył, że nieudany zamach na Trumpa będzie tym zdarzeniem, wokół którego ogniskować się będzie dalsza kampania.
„Na pewno wpłynie to na wyborcze decyzje niezdecydowanych wyborców, na wyborców partii republikańskiej, którzy mieli do tej pory opory, żeby głosować na Trumpa. Jest to paliwo dla partii republikańskiej, zdecydowanie wielki problem dla Demokratów i kolejne wydarzenie, które zmniejsza szanse na reelekcję prezydenta Bidena” – powiedział.
Ekspert wyjaśnił też, że możliwości wymiany uczestniczącego w kampanii wyborczej kandydata na prezydenta kraju są w amerykańskich warunkach daleko bardziej skomplikowane, niż np. w przypadku Polski.
„Zmiana kandydata na prezydenta zależy od regulacji wewnątrzpartyjnych i od regulacji stanowych. Każdy stan samodzielnie określa kwestie związane z prawem wyborczym, w tym m.in. kwestię zmiany kandydatów. Sama zmiana, nawet jeśli udałoby się ją przeprowadzić, nie gwarantuje, że nazwisko nowego kandydata znajdzie się na wszystkich listach wyborczych we wszystkich stanach” – powiedział.
Prof. Urbańczyk powiedział, że w efekcie, mimo zmiany kandydata Demokratów, w niektórych stanach na listach nadal pozostawałoby nazwisko Joe Bidena.
„Wydaje mi się przy tym, że zdecydowanie poważniejszym problemem dla Demokratów są kwestie praktyczne i polityczne. Wejście w tym momencie nowego kandydata byłoby dla niego arcytrudne. Musiałby on odpowiadać za cały bagaż dotychczasowej kampanii wyborczej Bidena, za cztery lata jego prezydentury. Wielu potencjalnym kandydatom po prostu bardziej opłaca się przeczekać cztery lata ewentualnej prezydentury Donalda Trumpa i wystartować za cztery lata” – powiedział PAP prof. Urbańczyk.