W pożarze domu Zofia Gorgoń i jej mąż stracili dobytek życia. Do zdarzenia doszło z piątku na sobotę (14 grudnia) w Końskich przy ulicy Piaskowej. Sąsiedzi ruszyli z pomocą.
Mariusz Czapelski rzecznik Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej powiedział, że chociaż strażacy byli na miejscu w ciągu 7 minut od zgłoszenia, to dom był już zajęty ogniem. Na szczęście domownicy opuścili budynek przed przybyciem strażaków.
Sami podkreślają że do pożaru doszło w środku nocy i tylko przypadek sprawił, że przeżyli.
– Przed północą zaświeciło się światło, samo się zaświeciło i zgasło. To światło obudziło męża, a potem oboje usłyszeliśmy wybuch. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do sieni, a tam kłęby żrącego dymu. Nie dało się oddychać – wspomina.
Domownicy stracili wszystkie sprzęty, meble, ubrania, a dom niemalże się zawalił, jednak pani Zofia przyznaje, że szczególnie jej żal rodzinnych pamiątek.
– Takie miałam przygotowane piękne duże bombki z namalowanymi aniołami na święta. Wszystko spłonęło. Miałam takie bombki, które miały 70 lat, szanowałam je i moja mama je szanowała. Opowiadała mi, że kupiła je, kiedy urodził się mój brat. On ma dziś 70 lat – wspomina łamiącym się głosem kobieta.
W feralną noc wszystko zaczęło się od bojlera. Jak mówi Zofia, urządzenie stało w mieszkaniu dwa lata, jeszcze było na gwarancji. Od bojlera ogień przeniósł się na świeżo wytapetowane ściany, które pani Zosia odnawiała w zeszłe lato.
Dom spłonął doszczętnie i nie nadaje się do zamieszkania, a jak mówi niedawno przeprowadzono remont łazienki, by dostosować ją do potrzeb jej męża, który porusza się na wózku inwalidzkim.
Obecnie kobieta czeka na przyjazd firmy ubezpieczeniowej, która wyceni straty. Ubolewa, że do tego czasu, a może to trwać nawet miesiąc, nie może uprzątnąć śmierdzącej sterty rzeczy, które wyrzucono na środek podwórka z pogorzeliska.
Tragedia poruszyła sąsiadów ze Starego Młyna, jak określana jest część Końskich na wschód od centrum. Mieszkańcy ruszyli z pomocą. Jedni zaproponowali koparkę i kontener na spalone rzeczy, inni przynieśli agregat, a Kazimierz Wilk uruchomił zbiórkę internetową na doraźną pomoc pogorzelcom. Jak powiedział znał rodzinę od dziecka i nie mieści mu się w głowie ogrom tragedii jaka ich spotkała.
– To fajni ludzie i dobrzy sąsiedzi, spotykamy się codziennie, kłaniamy się, jesteśmy dla siebie życzliwi i nagle takie nieszczęście w nocy. Bardzo mnie to poruszyło i pozwoliłem sobie założyć konto na zrzutka.pl, by chociaż zebrać trochę pieniędzy na podratowanie tego domu.
Kobieta znalazła schronienie u rodziny, tam też spędzi święta.
Pogorzelcom pomógł też Miejsko-Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej. Dyrektorka instytucji Aneta Mikuszewska-Sorn powiedziała, że w sobotę przekazano rodzinie ubrania i doraźną pomoc.