Najpierw podpalali, a później gasili. W Sądzie Rejonowym w Końskich rozpoczął się proces czterech mężczyzn oskarżonych o serię podpaleń w gminach Gowarczów i Końskie.
Trzech z nich to strażacy ochotnicy, którzy później walczyli z wywołanymi przez siebie pożarami. Mężczyznom grozi do 8 lat pozbawienia wolności.
Jak informowaliśmy w sumie doszło do 11 podpaleń, w tym dziesięciu w gminie Gowarczów. Incydenty trwały od 17 czerwca 2023 roku do 26 stycznia 2024 roku. Do części zarzutów i podpaleń przyznało się trzech oskarżonych. Dwóch z nich stawiło się dziś w sądzie, przyszedł też jedyny, który do winy się nie przyznaje.
Mężczyźni odmówili składania wyjaśnień podczas rozprawy, dlatego ich wcześniejsze wypowiedzi odczytała sędzia Dorota Kaniowska.
– Słyszałem od Kuby, że strażacy z Bębnowa, chcieli mieć nowy samochód strażacki. Gdyby mieli statystycznie dużo wyjazdów do pożarów, to dostaliby nowy samochód. Nie wiem, czy strażacy z innych jednostek też mieli takie założenia – zeznawał jeden z oskarżonych, Szymon Ch.
Z zeznań dowiadujemy się również, że dwóch oskarżonych wydawało zlecenia na podpalenie konkretnych pustostanów, stodół czy obór. Płacili za to niewielkie kwoty. Jeden ze zlecających brał czynny udział w podkładaniu ognia.
Wśród zlecających podpalenia miał być ówczesny prezes OSP, Tadeusz K., który nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. Powiedział jedynie, że zlecił Jakubowi R. wybicie szyb i oderwanie papy z pustostanu przeznaczonego do rozbiórki, by przyspieszyć jego degradację.
– Zaufana mi wysoko postawiona osoba powiedziała na temat mieszkania przy ulicy Krakowskiej, że są trzy nakazy rozbiórki i właściciel nic z tym nie robi. Chodziło tej osobie o to, żeby znaleźć kogoś kto zacznie zrywać papę i zdewastuje budynek by szybciej się rozpadł – wyjaśniał oskarżony Tadeusz K.
Według zeznań pozostałych podejrzanych, wysoko postawioną osobą ma być były urzędnik z Gowarczowa.
Na rozprawę wezwano 10 pokrzywdzonych, 18 świadków w tym jednego oskarżyciela posiłkowego. Dziś dwóch oskarżonych przeprosiło osoby, których własność została spalona.
Prokuratura uważa, że mężczyźni sprowadzili bezpośrednie niebezpieczeństwo zdarzeń zagrażających życiu lub zdrowiu wielu osób. Szkody, które powodowali sięgają od 5 do 50 tys. zł.