Jest takie stare określenie, że sztuka wystawiona została „na deskach teatru”, sam go chętnie używam, przydaje swoistej patyny, jednak chyba czas najwyższy z niego zrezygnować, bo choć umowne, na swój sposób fałszuje rzeczywistość. Co prawda Teatr imienia Stefana Żeromskiego w Kielcach to jedna z najstarszych scen w Polsce i pierwotnie owszem, aktorzy mieli do czynienia z drewnianą podłogą, ale akurat dziś po jego doskonałej renowacji i modernizacji o deskach nie ma już mowy. Scena to skomplikowany zestaw ruchomych platform i innych konstrukcji a mówię o tym, bo pod koniec sezonu, tak jak na jego początku, owe techniczne możliwości teatru ponownie pięknie i twórczo zostały wykorzystane, by jak najbardziej pobudzić wyobraźnię widzów. „Koń na rycerzu”, spektakl na podstawie książki „Sztuka obsługi penisa” Andrzeja Czyżewskiego i Przemysława Pilarskiego w reżyserii Tadeusza Kabicza, którego premiera odbyła się wczoraj „na deskach”, no właśnie, na dużej scenie Teatru imienia Stefana Żeromskiego w Kielcach pokazała jak twórczo owe „deski” można wykorzystać do budowy niezwykle synkretycznego a jednocześnie zwartego przedstawienia. Jest ten spektakl po części kameralnym przedstawieniem dziejącym się w jednym pomieszczeniu, gdzie cała jego dramaturgia budowana jest na relacji dwojga postaci, jest ten spektakl baśnią, ale też musicalem i operą, jest klasycznym dramatem i komedią i to wszystko przenika się albo następuje po sobie obudowane odpowiednią i adekwatną do rodzaju sztuki i konwencji scenografią w jednym czasie i w jednym miejscu na oczach widzów. Jeżeli ktoś używa określenia „magia teatru”, to ona wczoraj właśnie się w Kielcach zadziała.

Sztuka opowiada o perypetiach młodego autora książki poświęconej męskiej seksualności, który trafia do gabinetu seksuologa niby po materiały potrzebne do napisania pracy ale de facto po poradę dotyczącą własnych problemów, a te są fundamentalne, bo dotyczą utrwalonej w kulturze na całym świecie stereotypowej definicji męskości. Równolegle widzowie poznają fragmenty książki pisanej przez autora a będącej baśnią o błędnym rycerzu, który niczym Wiedźmin albo święty Franciszek nie tyle walczy, ile pełni rolę negocjatora między społecznością nękanego miasta a tym, kto nęka. Święty Franciszek z Asyżu uwolnił mieszkańców Gubbio od złego wilka, bohater książki młodego autora nakłania zbuntowane penisy, by wróciły do kielczan, którzy, krótko mówiąc, bardzo źle traktowali swoje przyrodzenia. I to wszystko obserwujemy na scenie. Po pierwsze więc scenografia Maksa Maca, artysta perfekcyjnie wykorzystuje możliwości techniczne kieleckiej dużej sceny i kreuje dwa odrębne światy, ten baśniowy i ten kameralny, które niezwykle sugestywnie działają na wyobraźnię. Oczywiście jest to możliwe dzięki współgraniu pozostałych elementów plastycznych takich jak reżyseria świateł Artura Wytrykusa, projekcje Karoliny Jacewicz a przede wszystkim kostiumy Natalii Kołodziej, szczególnie te baśniowe i umowne, gdy chodzi o nagość, czy kluczowe dla tematyki spektaklu wizerunki penisów po prostu.

W tym synkretycznym przedstawieniu, powtórzę, wszystkie elementy doskonale współgrają, dlatego spina to wszystko i podkreśla doskonała muzyka Rafała Ryterskiego, którą słyszymy tylko wtedy, gdy słyszeć ją mamy, czyli niejako niezauważalnie buduje nieraz kontrastowe nastroje przedstawienia. I wreszcie gra aktorów i po raz siódmy w tym sezonie podkreślam, doskonale zagrał cały zespół plus, tym razem, zaproszeni goście, fenomenalny kontratenor grający na scenach operowych całego świata Michał Sławecki i związany z warszawskim teatrem Roma wokalista musicalowy Maciej Pawlak. Artyści o szczególnych możliwościach ekspresji rzecz jasna niezwykle wzbogacili spektakl i popisy wokalne Michała Sławeckiego, niesłyszane przecież wcześniej w Teatrze Żeromskiego, były przyjmowane gromkimi oklaskami, podobnie jak wokalny fajerwerk wyzwolonego z ograniczeń stereotypów rycerza Macieja Pawlaka. Może w opozycji do nich i baśniowo-komediowej konwencji bardzo świeżo i naturalnie rysują swoje postaci aktorzy, z nazwijmy to, realistycznego planu, szczególnie Anna Antoniewicz jako Narzeczona i Oskar Jarzombek jako Pisarz. Są oni w swych rolach niesamowicie naturalni i przez to „prawdziwi”. Każdy z widzów może się z nimi utożsamić, młodsi z racji wieku i tożsamych problemów, starsi z racji wspomnień młodości. Podobnie, choć już z grubszą komediową kreską, grają Rodziców Joanna Kasperek i Jacek Mąka. Każdy widz 50+ odnajdzie w ich rolach na swój sposób siebie. Wreszcie Ewelina Gronowska jako postać łącząca oba światy, i ten realny, i baśniowy, płynnie i perfekcyjnie przechodzi z jednej konwencji do drugiej, a nad całością opowieści czuwa i ją spina i kontroluje Seksuolog grany przez Wojciecha Niemczyka całkowicie neutralnie i przez to po prostu wiarygodnie.
