
Chcieli walczyć o niepodległość, ale przeciwnik chciał zamienić tylko okupację niemiecką na sowiecką. Przedstawiamy kulisy rozmów AK z Sowietami.
W pierwszych dniach sierpnia 1944 roku na terenie powiatów sandomierskiego i opatowskiego zmobilizowały się oddziały AK wchodzące w skład 2 Dywizji Piechoty AK. Przez kilka pierwszych dni prowadzono wspólnie z Armią Czerwoną walkę przeciw Niemcom. Z dnia na dzień stosunki z sowietami były jednak coraz bardziej napięte. Ostatecznie wyszła od nich propozycja wszczęcia rozmów, choć od samego początku była to – i z jednej i z drugiej strony – gra w „kotka i myszkę”.
Fałszywy generał
Zaproszenie do rozmów wyszło od dowódcy 7 korpusu pancernego gwardii. Rozmówcy ze strony AK podają, że był to generał Muratow. W rzeczywistości jednak dowódcą tej jednostki był generał Mitrofanow. Wynika to z tego, że stronie polskiej nie podano prawdziwego nazwiska, co w warunkach frontowych jest możliwe. O wiele bardziej prawdopodobne jest jednak, że rozmowy prowadził jakiś generał wojsk NKWD podszywający się pod dowódcę 7 korpusu pancernego. Z perspektywy lat wiemy, że praktyki takie były powszechnie stosowane.

Armia Krajowa nie ufa Sowietom
Zgodnie z instrukcją Komendanta Okręgu dowódca 2 Dywizji Piechoty AK nie ujawnił się. W jego zastępstwie miał występować mjr „Kruk”, dowódca 2 ppLeg., który oficjalnie miał być dowódcą wszystkich jednostek polskich. Na pierwsze rozmowy udał się jednak kpt. Stefan Kępa „Pochmurny” w asyście por. Dionizego Mędrzyckiego „Reder” oraz ppor. Witolda Józefowskiego „Miś”.
Już podczas pierwszego spotkania oznajmiono im, że oddziały polskie muszą się podporządkować PKWN i wejść do armii Berlinga. Jako argument podano fakt, że w związku z zakończeniem okupacji niemieckiej na tym terenie zadania polskich oddziałów zostały wyczerpane. Polska delegacja zasłoniła się brakiem pełnomocnictw do podjęcia decyzji. Rozmowy zostały odroczone, ale Sowieci zażądali przybycia mjr. „Kruka” w celu sfinalizowania rozmów.
Dowódca 2 dywizji nie miał zamiaru podporządkować się żądaniom sowieckim i rozwiązanie widział w wyprowadzeniu sił AK ze strefy sowieckiej przez płynną jeszcze linię frontu. Manewr ten wymagał przede wszystkim skoncentrowania sił polskich możliwie najbliżej frontu i to do tego w jego najsłabszym ogniwie. Aby zyskać na czasie dowódca dywizji podjął decyzję, że należy prowadzić pertraktacje taktownie i cierpliwie zyskując niezbędny czas na rozpoznanie frontu i zakończenie koncentrowania oddziałów.

Wyjście z matni
W nocy z 8 na 9 sierpnia oddziały AK przesunęły się z rejonu Zbelutki, Szumska, Barda oraz Łagowa i zgrupowane w okolicy Nieskurzów – Wszachów – Stobiec. Nie budziło to zastrzeżeń strony sowieckiej, bowiem właśnie we Wszachowie stacjonowało dowództwo 7 korpusu pancernego gwardii, a ruchy polskich oddziałów wyglądały na przygotowania do przyjęcia sowieckich żądań. Jednocześnie z przegrupowaniem w teren wyruszyły patrole z batalionu „Nurta”, które miały sprawdzić możliwości przejścia przez Pasmo Jeleniowskie.
9 sierpnia do sowieckiej kwatery we Wszachowie przybył mjr „Kruk” w towarzystwie oficerów, którzy prowadzili pierwsze rozmowy. Propozycje sowieckie zostały powtórzone, ale już w formie bezwarunkowego żądania. Po wyjaśnieniu przyczyn „Kruk” ich nie przyjął. Grając na zwłokę „Kruk” zaproponował udział w rozmowach oficerów armii Berlinga, dla wyjaśnienia niektórych wątpliwości, a także zawieszenie rozmów do czasu ich przybycia, jak również w celu porozumienia się z własnym, nadrzędnym dowódcą.
Sytuacja stawała się coraz bardziej groźna dla strony polskiej, bowiem Sowieci przystąpili do niedwuznacznego koncentrowania swoich oddziałów obstawiając rejon zajęty przez oddziały dywizji. Z frontu wycofywano nawet czołgi, które ustawiano frontem w kierunku oddziałów AK. Dowódca dywizji zdawał sobie sprawę, że nadchodząca noc będzie miała kluczowe znaczenie dla istnienia podległych mu oddziałów. Przygotowując je do odskoku zdemobilizowano część żołnierzy.
W tym samym czasie rozpoznanie „Nurta” stwierdziło, że Niemcy utrzymują w swoich rękach szosę z Łagowa do Nowej Słupi ryglując przejście pomiędzy Świętym Krzyżem a Górą Jeleniowską. Droga Piórków Podłazy – Jeleniów jest zamknięta zasiekami i zaminowana na wlocie do Jeleniowa, ale jej odnoga do Skoszyna znajdowała się w rękach kompanii por. Jerzego Stefanowskiego „Habdanka” z batalionu „Nurta”. Pluton pchor. Mieczysława Młudzika „Szczytniak” stał nawet na kwaterach w Kuninie, po północnej stronie Łysogór. Drużyna pchor. Zdzisława Rachtana „Halny” rozpoznawała możliwości przejścia w rejonie Góry Witosławskiej. Stwierdzono, że droga Nieskurzów – Rostylice jest wolna od nieprzyjaciela. Meldunki te dawały dobrą prognozę sforsowania Pasma Jeleniowskiego bez walki z oddziałami niemieckimi.
Major „Kruk” odmawia realizacji sowieckich żądań
Tymczasem trwały przewlekłe rozmowy w sowieckiej kwaterze, które miały dać oddziałom dywizji tak niezbędny czas. Wieczorem przybyli na rozmowy oficerowie polityczni z armii Berlinga. Nie wnieśli jednak do rozmów nic nowego. Według nich oddziały AK powinny złożyć broń, po czym oficerowie mieli być odesłani na punkt zborny do Jarosławia, a szeregowcy i oficerowie do ośrodków zapasowych na Lubelszczyźnie. Po przeszkoleniu mieli być rozdysponowani do dywizji polskich… pod dowództwem sowieckim.
Mjr „Kruk” odmówił wykonania sowieckich żądań stwierdzając, że w razie użycia siły oddziały AK będą się broniły, a ich zamiarem jest wyście z sowieckiej strefy i kontynuowanie walki pod własnym dowództwem. Rozmowy zakończyły się domniemaną zgodą strony sowieckiej na odejście dywizji.
W nocy z 9 na 10 sierpnia oddziały AK przeszły dwiema kolumnami przez Pasmo Jeleniowskie: batalion „Nurta” posuwając się drogą Piórków – Skorzyn Stary, a 2 ppLeg. drogą Nieskurzów Stary – Rostylice. Dowódcom AK udało się uratować setki swoich żołnierzy.