Jedni nazywają ich wariatami, inni kiwają z politowaniem głową, a jeszcze inni z uznaniem klepią po plecach. Nie wszyscy wiedzą jak nazwać bohaterów kolejnego „Magazynu Sensacji” prowadzonego przez Radio Kielce. Według nas tym nauczycielom, bo o nich mowa, udało się połączyć wymogi współczesnej edukacji, ze wspaniałą historią jak rozegrała się tuż obok.
Przyjechali nocą. Nie wiadomo ilu ich było. Wnosili pakunki do budynku, a później gdzieś je ukryli. Do dziś ludzie opowiadaj, że z gmachu można przejść podziemnym tunelem do sąsiedniej wioski. To kolejna sprawa „Magazynu sensacji” Radia Kielce. Tym razem jedziemy do miejscowości Tyniec w gminie Oksa (powiat jędrzejowski).
Marzenia mieszkańców
Nasza historia rozgrywała się w czasach II wojny światowej, ale jej początków doszukujemy się o wiele wcześniej. W czasach dwudziestolecia międzywojennego Tyniec znajdował się w gminie Węgleszyn. To właśnie tam znajdowała się najbliższa szkoła. Mieszkańcy Tyńca oraz sąsiednich wsi (Gawrony, Dzierążnia) marzyli jednak aby dzieci miały własną szkołę. Wspólnym wysiłkiem wybudowano budynek, a dzięki wsparciu państwa skierowano tam do pracy nauczycieli. Od 1931 roku kierownikiem szkoły został Michał Szewczyk, który zamieszkał w jej budynku.
Noc okupacji
Marzenia mieszkańców zostały zniszczone wraz z początkiem wojny. W szkole uczono, ale oczywiście w ograniczonym zakresie. Dzieci nie mogły się dowiedzieć niczego o historii czy polskiej literaturze. Tak jak wszędzie luki te próbowano uzupełniać podczas tajnych zajęć na konspiracyjnych kompletach.
Jak pamiętamy w szkole mieszkał Michał Szewczyk. Poza nauką dzieci bardzo wcześnie zajął się konspiracją. Wstąpił do Związku Walki Zbrojnej na bazie, którego powstała później Armia Krajowa. Nie czas tu na roztrząsanie zawiłości konspiracyjnych, ale podamy tylko, że Mieczysław Szewczyk pod pseudonimem „Wrzos” został Komendantem Placówki Węgleszyn AK. Co więcej w Tyńcu mieszkał też Stefan Gadowski „Krzemień”, który był dowódcą miejscowego plutonu nr 55 AK.

Zrzut lotniczy
Już z tego powierzchownego opisu można odnieść wrażenie, że struktury AK w okolicy były bardzo dobrze zorganizowane. Nie powinno więc dziwić, że na tym terenie wybrano miejsce przewidziane jako zrzutowisko o kryptonimie „Topola 1”. Literatura dotycząca tematu jest dosyć skąpa, ale biorąc pod uwagę dostępne materiały i przedwojenną mapę dochodzimy do wniosku, że miejsce zrzutu wyznaczono na śródleśnej polanie pomiędzy miejscowościami Tyniec, a Stare Kanice. Pierwszy zrzut lotniczy miał się tu odbyć w nocy z 15/16 grudnia 1943 r., ale niestety nie doszedł do skutku.
Dopiero w nocy z 18/19 grudnia 1943 nasza historia nabrała tępa. O godzinie 0.37 nad placówkę nadleciał samolot Liberator BZ-860-U z 1586 Eskadry Polskich Sił Powietrznych.
Trzon grupy odbierającej zrzut i ubezpieczającej teren stanowili żołnierze Placówki Węgleszyn na czele z miejscowym nauczycielem. Na miejsce dotarła także grupa żołnierzy i oficerów z dowództwa Obwodu Jędrzejów AK. Operacją dowodził ppor. Mieczysława Karkowski „Grab” – kierownik referatu przerzutów powietrznych w komendzie obwodu. Wszyscy uczestnicy operacji złożyli specjalną przysięgę.
Jak podają relacje „Grab” zarządził ustawienie żołnierzy z latarkami na kształt strzały, z grotem zwróconym w kierunki wiatru. Przed zrzutem wymienione zostały świetlne znaki tożsamości. Załoga samolotu nadała sygnał K, a placówka na ziemi odpowiedziała literą R (alfabet Morse’a). Po wykonaniu zrzutu samolot powrócił do bazy Sidi Amor pod Tunisem (lot trwał łącznie 13 godzin).

Zamurowany schowek
Zgodnie z dokumentacją zrzucono sześć zasobników i sześć paczek. Istnieją co prawda rozbieżności co do losów dwóch paczek, ale po latach nie da się zapewne bezspornie rozstrzygnąć ich losów.
Co się stało z materiałem zrzutowym? Przyjęte zasobniki i paczki załadowano na przygotowane wcześniej sanie i przewieziono do Tyńca. Zaufani ludzie pod kierunkiem Michała Szewczyka „Wrzosa” wnieśli wszystko do budynku i złożyli w przygotowanym schowku. Kryjówkę natychmiast zamurowano.
W naszym śledztwie pojawiło się pytanie: czy istnieje jakikolwiek ślad po dawnym magazynie?
O pomoc zwracamy się do Marka Godlewskiego, jędrzejowskiego regionalisty, z którym odwiedzamy Tyniec i stojący do dziś budynek.
– Z tego, co udało mi się ustalić to jest to ten sam budynek. Oczywiście przez lata były tu remonty, ale bryła budynku jest bez zmian – mówi Marek Godlewski.
– Dziś jest w rękach prywatnych. Szkołę zlikwidowano już dawno temu – dodaje.

Magazyn w podziemiach
Stoimy przed szarą bryłą budynku zastanawiając się, czy liczący prawie sto lat budynek zdradzi nam swoje tajemnice?
Nie mamy pewnych informacji, gdzie ukryto materiał wojskowy uzyskany ze zrzutu. To sformułowanie nie jest jednak precyzyjne. Mamy kilka różnych informacji wskazujących różne lokalizacje. I to jest problem.
-Zapraszam do piwnic, ale proszę uważać, tam podchodzi woda. W czasach kiedy była tu szkoła uruchamiano pompę, aby wypompować wodę. Teraz, gdy sama jestem właścicielką budynku nie mam pomysłu co zrobić z tym problemem – mówi nam Danuta Kowalik, która kilka lat temu kupiła nieruchomość.
-Wiecie panowie, że mieszkańcy Tyńca opowiadali mi, że kiedyś z piwnicy było ponoć podziemne przejście do sąsiedniej wioski, do Dzierążni? Może to nie chodziło o podziemny korytarz, ale o tajny magazyn? – dodaje.

Schodzimy po schodkach przyglądając się ścianom zbudowanym z czerwonej cegły. Oglądamy pomieszczenia, jedno po drugim. Stopami wyczuwamy, że ziemia staje się coraz bardziej miękka.
-Proszę uważać – mówi pani Danuta, ale jest już za późno. Moje stopy zagłębiają się w mokry piasek.
Wilgoć panująca w piwnicy stała się głównym powodem odstąpienia przez nas od pomysłu szukania magazynu pod ziemią. Wilgotne miejsce nie było dobrym lokum dla broni i amunicji.
Skrytka w „jaskółce”?
W materiałach archiwalnych znajdujemy zapisek, że zasobniki z materiałem zrzutowym ukryto na strychu. Kryjówkę natychmiast zamurowano przygotowanym wcześniej materiałem murarskim.
Stajemy przed budynkiem przyglądając się konstrukcji dachu. Na czterech rogach znajdują się tzw. jaskółki – niskie poddasza, które nie nadają się na pomieszczenia.
-Do jednej z jaskółek można wejść, ale uprzedzam to jedna wielka rupieciarnia – mówi właścicielka prowadząc nas na pięto.
-Przez cały budynek ciągnie się korytarz. Były tu sale lekcyjne, ale także mieszkania dla nauczycieli. Ile? Nie wiem – dodaje.

Docieramy do narożnego pomieszczenia, z którego przez małe drzwi dostajemy się do poszukiwanego miejsca. Odnajdujemy podobne, miejsca w każdym z narożników, ale do nich nie można już wejść.
-Trzeba pamiętać, że zmieniano tu dach więc miejsca te zapewne wyglądają inaczej niż w przeszłości – mówi Marek Godlewski.
-Biorąc jednak pod uwagę, że mieszkał tu Michał Szewczyk to bardzo prawdopodobne jest, że zrzut ukryty był w narożniku, do którego wchodziło się z jego mieszkania – dodaje.
Kto zabrał broń?
Zagłębiamy się w materiały archiwalne, aby ustalić co dalej działo się z materiałem wojennym ukrytym w szkole. Część dostał, w lipcu 1944 roku, oddział partyzancki „Spaleni”, a reszta posłużyła do uzbrojenia mobilizującego się w pierwszych dniach sierpnia w sąsiedniej miejscowości (Dzierążnia) I batalionu Jędrzejowskiego Pułku Piechoty AK.
Dostępne materiały podają, że łącznie batalion liczył około 300 żołnierzy. W strukturze organizacyjnej ważną rolę odgrywali mieszkający w Tyńcu: Stefan Gadowski „Krzemień” oraz sam Michał Szewczyk „Wrzos”, który był w nim oficerem żywnościowym.
Krótki był jednak żywot oddziału, bowiem 13 sierpnia został on rozwiązany. Czy broń trafiła wtedy ponownie do magazynu w szkole?

Tajemnica Bereszki
Zagłębiamy się w archiwalnych materiałach. Po demobilizacji oddziału część broni ukryto w Tyńcu, ale nie w szkole! Grupa zaufanych żołnierzy pod dowództwem porucznika Hieronima Piaseckiego “Zola” wykonała kilka dużych skrzyń, które zostały ukryte w lasku za szkołą. Złożono do nich broń i bardzo dobrze zamaskowano.
-Ta historia jest znana wszystkim mieszkańcom – mówi nam mieszkający w Tyńcu Józef Kowalski zaproszony do odkrywania tajemnicy przez Marka Godlewskiego.
-To wszystko działo się na Bereszce – dodaje.
Udajemy się do lasu znajdującego się kilkadziesiąt metrów od szkoły. Już na wstępie natykamy jednak na przeszkodę, to linka rozciągnięta pomiędzy drzewami. Ma odstraszyć miłośników dwóch i czterech kółek, którzy niszczą las.
-Ten lasek to jest Bereszka, tu dawniej był cały piaszczysty pagórek – mówi pan Kowalski. -Jak budowano jeden z wiaduktów to na potęgę kopano tu piasek. Pamiętam opowieści ludzi, że coś tu musiało być, jakiś schron czy może takie skrzynie co mówicie. Znaleziono tu ukryte worki z kaszą i cukrem. Może one były w tych skrzyniach jak już zabrano broń? – zastanawia się nasz rozmówca.
Schowek pod podłogą
Wydaje się, że ta historia nie ma końca. Powracamy więc do dokumentów, i tu kolejne zdziwienie. Wspomniany przez nas I batalion Jędrzejowskiego Pułku Piechoty AK mobilizuje się jeszcze raz w drugiej połowie sierpnia 1944 roku. Ma być użyty do ataku na Kielce, a gdy ten pomysł upada oddział kwateruje „w lesie” bez pomysłu na działalność. W październiku 1944 pozostający jeszcze w oddziale żołnierze zostają zdemobilizowani.
-Być może wtedy broń ponownie trafiła do szkoły? – zastanawia się Marek Godlewski. – Starsi mieszkańcy Tyńca opowiadają, że istniał jeszcze schowek na parterze szkoły, pod podłogą – dodaje.
Powracamy do budynku dawnej szkoły nie wiedząc gdzie szukać. Zaglądamy do zagraconych pomieszczeń znajdujących się na parterze zdając sobie sprawę, że prawdopodobieństwo znalezienia jakiegokolwiek śladu jest zerowe.

–Kupując ten budynek miałam marzenia co do jego przyszłości, nie będę was zanudzała co chciałam tu urządzić – mówi Danuta Kowalik. – To się pewnie nie uda, ale gdy rozpocznę tu remont to będę pamiętała, że ten stary budynek może kryć tajemnicę. Broni tu pewnie nie ma, ale samo odnalezienie magazynu byłoby sukcesem – dodaje.
Zaczyna padać deszcz. Spuszczamy głowy, a rozmowa zamiera. Podajemy sobie dłonie zdając sobie sprawę, że musimy szukać kolejnych informacji.
-Dobrze, że choć tablica ocalała – wyrywa nas z otępienia Józef Soboń, wójt gminy Oksa. – Jak zamykano szkołę to tablica upamiętniająca żołnierzy Armii Krajowej została przeniesiona do remizy OSP. Wisi tam na ścianie. Może trzeba by zrobić jakieś zebranie i opowiedzieć wszystkim o tej historii? Może coś się komuś przypomni – dodaje.
Uczestnicy poszukiwań prostują się. Może nie wszystko stracone!
