Słuchowisko „Nasz teatr” było punktem wyjścia do rozmowy o historii Teatru Lalki i Aktora „Kubuś” im. Stefana Karskiego oraz do wspomnień o jego założycielu. Spotkane odbyło się w poniedziałek (6 października), w nowej siedzibie „Kubusia” przy ulicy Zamkowej w Kielcach.
To kolejne wydarzenie, które wpisuje się w obchody jubileuszu 70-lecia działalności tego teatru oraz upamiętnia 10. rocznicę śmierci jego założyciela i pierwszego dyrektora, Stefana Karskiego.
Słuchowisko pokazuje historię człowieka, który uwierzył, że w Kielcach może powstać prawdziwy teatr. To też opowieść o początkach tego teatru, które nie były łatwe. Bez funduszy i stacjonarnej siedziby „Kubuś” prezentował swoje spektakle w „terenie”, objeżdżając świętokrzyskie wsie, kieleckie szkoły, podwórka i świetlice.
Z biura pośrednictwa pracy na scenę
Piotr Bogusław Jędrzejczak, obecny dyrektor podkreśla, że to były trudne czasy, ale fascynujące.
– Czasami miałbym ochotę pojeździć na takiej ciężarówce z aktorami. Nie tylko teatry lalkowe tak jeździły. Teatry dramatyczne też i aktorzy opowiadali mi wiele anegdot, np. jak Balladyna zabiła Alinę, to Alinie nogi wystawały, bo nie mieściła się na scenie, albo jak aktorzy trafili przed publiczność, która nigdy nie zetknęła się z teatrem, to gdy się kłaniali po przedstawieniu, to widzowie też wstawali i też się kłaniali. „Kubuś” był teatrem objazdowym. Takich teatrów było w Polsce znacznie więcej. Władzy ludowej można wiele zarzucić, ale to na pewno jej zasługa, żeby z wysoką kulturą dotrzeć tam, gdzie jej do tej pory nie było. Gdyby nie ludowe państwo, to nie byłoby tylu teatrów, ile mamy, choć potem były zakusy, żeby je likwidować, ale to na szczęście się nie powiodło – zaznacza.
Andrzej Witecki do zespołu „Kubusia” dołączył w 1966 roku. Jak wspomina, trafił tam z biura pośrednictwa pracy. Nie skończył żadnej szkoły aktorskiej.
– Byłem po maturze. Rozmawiałem z panem Karskim i po tej rozmowie jakoś mu przypadłem do gustu, bo od razu przyjął mnie do pracy i od razu wszedłem w sztukę, pt. „Bamba w oazie Tongo”. Taki dydaktyczny spektakl, ale pamiętam do dziś. I krótko po tym jak tu przyszedłem, a tańczyłem też w zespole baletowym przy WDK, w 1967 roku ten zespół jechał na dożynki centralne. Byłem w kropce, bo szkoda mi było nie pojechać na te dożynki, ale jednocześnie miałem grać. Zapytałem dyrektora, co robić. Powiedział mi, żebym jechał. Wtedy po raz pierwszy powiedział mi na ty – relacjonuje.
Jak Andrzej Witecki wyliczył – w „Kubusiu” przepracował siedem lat, z przerwą na służbę w wojsku.
– To był wspaniały czas, byliśmy wtedy młodzi, mieliśmy po 20 parę lat, ale robota była ciężka. Pamiętam, kiedy graliśmy po wsiach, to przychodzili ludzie od malutkiego dzieciaka do zgrzybiałych staruszków, bardzo serdecznie nas witali – podkreśla.

Samowystarczalny zespół
– Trudne, ale wesołe czasy – wspomina Kazimierz Chyb, elektroakustyk, który w teatrze „Kubuś” spędził 58 lat.
– Przeważnie wszystkie spektakle były poza siedzibą teatru, bo siedziby nie było. Graliśmy gościnnie w filharmonii, albo w sali WDK, a poza tym przede wszystkim w terenie, czyli pobudka o godz. 5.00, wyjazd o godz. 7.00 i powrót o godz. 19.00-20.00. Zespół był samowystarczalny, począwszy od kierowcy do zespołu aktorskiego – wszyscy uczestniczyli w pakowaniu, rozładowywaniu samochodu i ustawianiu scenografii – mówi.
Katarzyna Sobiegraj, była aktorka dodaje, że kiedy był sezon na „choinki” to powroty zdarzały się nawet o godz. 24.00, a następnego dnia znów trzeba było iść do pracy. Zaznacza jednak, że gdy dołączyła do zespołu, to wciąż najczęściej grali na wyjeździe, ale już była siedziba.
– Była to mała sala prób, jakieś dwie obskurne garderoby i to wszystko, a na górze biura, pracowanie. To był bardzo skromny teatr, ale dostał jedną, potem drugą scenę. Aż wreszcie finał mamy tutaj, przy Zamkowej – opisuje.

Miłość do teatru
W tym roku Teatr Lalki i Aktora „Kubuś” świętuje 70-lecie istnienia, ale w tym roku przypada także 10. rocznica śmierci jego założyciela. Stefan Karski zmarł 18 lutego 2015 roku, w wieku 96 lat. Sprawił, że wiele dzieci pokochało teatr. Tę miłość zaszczepił także w swoim wnuku, Krzysztofie Karskim, który do dziś zasiada na widowni.
– Kiedy dorastałem, dziadek kończył swoją pracę w teatrze, ale przychodziliśmy do teatru regularnie. Teraz chodzę z synem – wyjaśnia.
Przyznaje, że „Kubuś” to nie tylko wspomnienia i dzieciństwo.
– Przypominają mi się moje relacje z dziadkiem, którego mi brakuje – zdradza.
Jak wyjaśnia Jolanta Świstak, kierownik literacki „Kubusia” – Teatr Lalki i Aktora będzie świętował swój jubileusz przez cały obecny sezon artystyczny.
– W niedzielę mieliśmy zwiedzanie teatru dla widzów indywidualnych. Będziemy ustalać nowe terminy, bo widzimy, że cieszy się ono dużą popularnością. Kolejny raz zaprosimy państwa w listopadzie, ale ostateczny termin jeszcze ogłosimy – wyjaśnia.
Ale nie samymi wspomnieniami żyje „Kubuś”. Trwają prace nad najnowszym spektaklem. Premiera przedstawienia „Tata” już 8 listopada.
„Nasz teatr”
Słuchowisko „Nasz teatr” powstało w 2016 roku, jako koprodukcja teatru „Kubuś” i Radia Kielce. Powstało według scenariusza Elżbiety Chowaniec i w reżyserii Roberta Drobniucha. Wystąpili: gościnnie Adam Woronowicz jako Stefan Karski, a także Robert T. Majewski, Patryk Pietrzak oraz byli i aktualnie pracujący w „Kubusiu” aktorzy: Magdalena Daniel, Ewa Lubacz, Agata Sobota, Michał Olszewski i Błażej Twarowski. Za muzykę odpowiadał Marek Dziedzic, za realizację dźwięku Jerzy Sidorowicz z Radia Kielce.