Mamy dziś w Polsce olbrzymi problem z ojcostwem, tak przynajmniej wynika z prac naukowych, publikowanych przez psychologów, terapeutów czy socjologów już od kilkunastu przynajmniej lat, ale też podobne wnioski można odnieść śledząc literaturę piękną czy propozycje dramaturgiczne teatrów dla dzieci i dla dorosłych. Mamy problem z ojcostwem, a ściślej ze swoistym brakiem ojcostwa, tak samo jak mamy problem z niechęcią, wręcz strachem, głównie mężczyzn przed zakładaniem rodzin. Mówię o tym po premierze sztuki „TATA” Kuby Kaprala w reżyserii Michała Zdunika napisanej specjalnie dla Teatru Lalki i Aktora „Kubuś” w Kielcach i tu prapremierowo wystawionej przed tygodniem. Tematem przedstawienia, jeżeli nie bohaterem, stała się właśnie nieobecność doskonale wyczuwana z każdego miejsca przestrzeni scenicznej.

Sam spektakl rozpoczyna egzemplifikacja tej nieobecności, bo przez kilka minut obserwujemy, jakby przez okno z zewnątrz, swoją drogą to klasyczne wykorzystanie efektu „czwartej ściany” w teatrze, więc obserwujemy typową rodzinę, ściślej mamę i dwoje dzieci, a może troje dzieci krzątających się w pokoju. Rzecz dzieje się bez słowa i nie bardzo wiemy, czy rzeczywiście odgrodzeni jesteśmy od nich ścianą i po prostu nie słyszymy o czym rozmawiają, bardziej jednak nieobecność słowa jest swoistą ciszą przed czymś, co za chwilę się stanie, albo przynajmniej powinno się stać. W tym momencie bohaterem przedstawienia jest nie tyle nieobecność, choć jeden z bohaterów co chwilę otwiera skrzynkę na listy, która okazuje się pusta, ile oczekiwanie właśnie, na list, na kogoś. Nieobecność i oczekiwanie, bardzo trudne emocje, z którymi często nie radzą sobie dorośli, a co dopiero dzieci. I o tym jest to kieleckie przedstawienie.

Mówiąc o postaciach, a nie emocjach, głównym bohaterem spektaklu jest Chłopiec czekający na powrót Ojca. Domyślamy się, że czeka bardzo długo, bo namiastką jego obecności są listy, na które zresztą też czeka, co wyraźnie było zasygnalizowane na początku przedstawienia. Oczekiwanie ma swoisty psychiczny wpływ na odbiór otaczającej bohatera rzeczywistości. Nie tylko bohatera, wszyscy znamy to z naszych osobistych doświadczeń. To swoista gra w skojarzenia, która notabene jako rzeczywista zabawa została przez Kubę Kaprala również wykorzystana w treści spektaklu. Postaciami dramatu animowanymi przez aktorów stają się więc przedmioty używane przez ojca, w wyobraźni Chłopca po prostu z ojcem całkowicie się kojarzące, wywołujące ze wspomnień niezmiennie jego postać. Jeżeli jest to Zimowa Kurtka, to jest to obraz zabawy na śniegu, lepienia bałwana, zjeżdżania na sankach; jeżeli jest to wyszczerbiony Kubek, to w projekcji bohatera mamy zmęczonego mężczyznę odpoczywającego w fotelu i pijącego gorącą herbatę, nawet Niedopałek papierosa zawsze z ojcem będzie się kojarzył wbrew oczekiwanej poprawności, bo papierosowy dym, choć duszący i bez wątpienia szkodliwy, jednak wywołuje miłe wspomnienie, a Maszynka i Pędzel do golenia to już całkowicie synestezyjne porównanie, bo ostrość żyletki jest ostrością głosu jak w żołnierskiej komendzie, a pędzel zazwyczaj jest szorstki jak szorstki, a nie miły bywał czasami tata, gdy był.

Wszystkie elementy dramaturgiczne zagrały w kieleckiej premierze doskonale. Sztuka napisana jest przez Kubę Kaprala bardzo czytelnie i logicznie, a jest przy tym pełna swoistej tajemniczości, wręcz magii i niedopowiedzeń, jak każde wspomnienie idealizowanego przez naszą psychikę dzieciństwa. Doskonale zaprojektowana i wykorzystana została scenografia Kamila Dudzica. Lalki muppety z natury wywołujące uśmiech, wywołują go w istocie i wyraźnie łagodzą trudny jednak i bolesny miejscami przekaz przedstawienia. Świetnie grają aktorzy, Patryk Sztęborowski jest tęskniącym za ojcem Chłopcem, który zarówno płacze z tej tęsknoty, jak i wyrzuca z siebie tłumioną wcześniej agresję, a widzowie doskonale wiedzą, że emocje te są w pełni uzasadnione, a przez aktora doskonale w przedstawieniu wyważone. Młody aktor dwoi się i troi na scenie animując także muppety przedmiotów kojarzących się z ojcem i robi to dynamicznie, zabawnie ale przede wszystkim całkowicie autentycznie a przez to przekonująco w każdym calu. Bajkowe postaci Literek grane przez Jolantę Kęćko i Annę Iwasiutę doskonale oddają emocje głównego bohatera, to one często obrazują stany, które pokazane bezpośrednio przez aktora, byłyby nieznośne, a co gorsza nieprawdziwe, bo jak wiemy, nasze emocje nigdy nie są zero-jedynkowe. Świetny pomysł dramaturga został świetnie przepracowany i zobrazowany przez aktorki. Całość doskonale spina w jednolity teatralny organizm muzyka Marcina Zdunika, ambientowa, czyli towarzysząca i otulająca świat nieustającego oczekiwania.

Spektakl, który stanowi część szerszego projektu pod nazwą „Znikający tato”, współtworzony przez psychologów i pracowników służby więziennej, jest jedną z prób opisu zjawiska, o którym wspominałem na wstępie, ale też podpowiedzią dla dzieci i opiekunów, jak radzić sobie z wynikającymi stąd emocjami. Najlepszym rozwiązaniem jest oczywiście obecność ojca w domu, ale gdyby to było takie proste… „TATA” w Teatrze Lalki i Aktora „Kubuś” w Kielcach. Spektakl gorąco polecam.
Recenzja ukazała się 16 listopada 2025 r. w audycji Radia Kielce „Z kulturą o kulturze”.
















