
Kobieta prosiła o oświadczenie potwierdzające rozstrzelanie jej męża, który był zdrajcą. W urzędzie fakt likwidacji potwierdzili świadkowie, co stało się podstawą do wydania urzędowego dokumentu potwierdzającego śmierć „Cenka”. Las zielonym dywanem przykrył miejsce złożenia ciała Tadeusza Jażdżyńskiego, których nikt nie chce wydobyć. I tak niech zostanie. Szczegóły przedstawiamy w kolejnej odsłonie magazynu śledczego Radia Kielce.
24 września 1943 roku do jego mieszkania zapukał mężczyzna, który przedstawił się jako kurier organizacji z Warszawy. Na drugi dzień rankiem opuścił on mieszkanie, ale już w południe powrócił, przyprowadzając funkcjonariuszy kieleckiego Gestapo. „Wojtek” wraz z siostrą zostali aresztowani. Po ciężki śledztwie organizator tajnych drukarni został wysłany do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. 1 czerwca 1944 r. został tam zamordowany.
Już po publikacji pierwszej części naszego śledztwa otrzymaliśmy drogą elektroniczną kilka wiadomości, w których zadajecie Państwo pytanie: dlaczego „Wojtek” przyjął zdrajcę?
Odpowiadamy: Wiktor Pękalski „Wojtek” wpuścił do swojego domu agenta, bowiem znał go z jego wcześniejszej działalności w Związku Walki Zbrojnej. W takich przypadkach osobista znajomość była ważniejsza niż obwiązujące właśnie hasło. Niestety dla gospodarza zaufanie to zakończyło się tragicznie.

Kim był agent?
Antybohaterem opisywanych wydarzeń jest Tadeusz Jażdżyński pseudonim „Cenek”, syn oficera Wojska Polskiego, żołnierz Związku Walki Zbrojnej i Narodowej Organizacji Wojskowej. Co do jego przeszłości napisano już wiele nieprawdy. Nie będziemy roztrząsali, każdego fałszywego zapisu, ale przedstawimy życiorys zdrajcy i dzieje samej zdrady.
Tadeusz Jażdżyński był najstarszym synem Stefana Jażdżyńskiego, który złotymi zgłoskami zapisał się na kartach kieleckiej historii. Związany z organizacjami niepodległościowymi już od 2 października 1914 roku walczył na froncie karpackim w legionach. Niestety, w styczniu 1915 roku poważnie zachorował i musiał leczyć się w Szpitalu Rezerwowym nr 1 w Wiedniu. 1 kwietnia tego samego roku otrzymał przydział do IV baonu 2 pp Legionów Polskich, który stanowił początki 4 pułku piechoty. Wraz z tą jednostką wyruszył 15 lipca 1915 na front. Po kryzysie przysięgowym zwolniony z legionów nie zaprzestał działalności niepodległościowej, aktywnie działając w Polskiej Organizacji Wojskowej.

W 1921 roku został dowódcą 4. pp Leg. i funkcję pełnił do 1930 roku. Później był komendantem placu w Wilnie. Ze względu na zły stan zdrowia, 31 sierpnia 1931 roku, przeniesiono go w stan spoczynku. W latach 30. XX wieku działał jako tymczasowy wiceprezydent Radomia oraz przewodniczący Komitetu Niesienia Pomocy Bezrobotnym. Po doznaniu częściowego paraliżu, wraz z rodziną powrócił do Kielc. Zmarł 21 września 1938, pochowano go na cmentarzu w Kielcach.
Powróćmy do losów antybohatera. Tadeusz Ludwik Jażdżyński urodził się 25 sierpnia 1914. Kiedy wybuchła wojna mieszkał w Kielcach. Prawdopodobnie w tym czasie był już żonaty.
Na jego dalsze losy miał wpływ młodszy brat Wiesław, który bardzo szybko związał się z ruchem oporu. Od czerwca 1940 roku w Kielcach wydawana była przez ZWZ konspiracyjna gazetka „Wiadomości Polskie”. Redaktorem był Stefan Klączyński „Jarosław”, a współpracowali z nim bracia Jażdżyńscy. Ostatni numer pisma pod tą nazwą ukazał się w listopadzie lub grudniu 1941 r., kiedy to zmieniono tytuł na „Żołnierz Wolności”.
Redaktorem naczelnym w dalszym ciągu był Klączyński, a dostarczaniem wiadomości z terenu zajmował się głównie Wiesław Jażdżyński. Jesteśmy pewni, że pomagał mu brat, Tadeusz. Zapewne jako kurier jeździł do Jędrzejowa, gdzie poznał Wiktora Pękalskiego „Wojtka”, który kierował referatem Biuro Informacji i Propagandy Komendy Obwodu Jędrzejów ZWZ-AK. Niestety nie wiemy, do jakiego czasu „Cenek” związany był z działalnością wydawniczą. Tak jak nie wiemy, jak wyglądały gazetki, bowiem do dzisiejszych czasów nie zachował się żaden egzemplarz obu gazet.

Z bronią w ręku
Nie wiemy, jak długo najstarszy z braci Jażdżyńskich działał w AK. Być może jego oczekiwania były większe niż działalność kurierska? Być może chciał walczyć z bronią w ręku?
Niezaprzeczalnym faktem jest, że związał się z Narodową Organizacja Wojskową. W ostatnim tygodniu przed świętami Wielkiej Nocy 1943 roku członkowie tej organizacji z włoszczowskiego dowodzeni przez Władysława Kołacińskiego „Żbika” przyjechali do Kielc, aby przeprowadzić akcję zaopatrzeniową. Jej celem było zdobycie sacharyny, która sprzedana na „czarnym rynku” mogła zaspokoić potrzeby finansowe organizacji. Jako miejsce akcji wybrano jeden z magazynów Baudienstu. Grupa otrzymała w Kielcach przewodnika, którym był… Jażdżyński.
Podczas akcji został on rozpoznany i musiał opuścić Kielce. „Żbik” zabrał zdekonspirowanego młodzieńca we włoszczowskie, gdzie „Cenek” pozostawał w jego dyspozycji, poznając tajemnice narodowego ruchu oporu.
W lipcu 1943 Kołaciński został aresztowany przez Gestapo i osadzony w więzieniu w Częstochowie. W tym samym czasie podczas przewożenia broni ranny został „Cenek”. Na leczenie powrócił prawdopodobnie do Kielc, o czym dowiedziało się Gestapo. Został aresztowany. Dlaczego zgodził się na współpracę? Może szantażowano go losem żony i dziecka? Może bał się bicia? Nie wiemy. Co gorsze o jego zdradzie nie wiedziały też konspiracyjne organizacje, z którymi był związany.

Pierwszy cios
Niedługo po aresztowaniu Kołacińskiego „Cenek” pojawił się w podwłoszczowskim Kurzelowie, gdzie struktury NOW były mocne. Spotyka się z młodymi bojówkarzami zebranymi na libacji u braci Batorskich. Zapala ich do pomysłu zorganizowania odbicia Kołacińskiego z niemieckich rąk. Towarzyszy mu dwóch ludzi. Przygląda się im kapral Euzebiusz Kuś „Szach”, który z przerażeniem rozpoznaje w jednym z nich żandarma z Włoszczowy.
O wszystkim poinformował dowódcę miejscowej placówki NOW, ale zanim Tadeusz Studnicki „Pion„ podjął decyzję o przeprowadzeniu zasadzki na agentów, ci opuścili miejscowość. W późniejszym czasie kilku członków NOW z Dankowa i Kurzelowa zostało aresztowanych, co być może jest efektem zdrady Jażdżyńskiego.
Likwidacja komendy powiatowej NOW
Do kolejnego uderzenia, za które odpowiada zdrajca, doszło 9 sierpnia 1943. W domu Chruścielów na włoszczowskiej Zielonce odbywała się odprawa komendy powiatowej Narodowej Organizacji Wojskowej. Jażdźyński przyprowadził tam Niemców i podczas próby aresztowania zginęli: ppor. Roman Dzidowski „Zbigniew”, Zygmunt Michalski, Czesław Fryzke „Wysiedlony” i Teofil Kościelny. Ujęto zaś por. Jana Moskalewicza (prawdziwe nazwisko Matuszczyk) „Longin” Komendanta Powiatowego NOW oraz NN „Żubr” reprezentującego Okręg Częstochowa.
Według Pawła Ameryka włoszczowskiego regionalisty, po tragedii do miasta przyjechali dwaj panowie z Kielc, którzy prosili rodzinę Grabowieckich (związani z konspiracją) o rozpoznanie na zdjęciach osoby, która doprowadziła do tragedii. Rozpoznano Tadeusza Jażdżyńskiego.
Kilka dni później do Włoszczowy przyjechała ponoć z Kielc grupa likwidacyjna, której zadaniem było zlikwidowanie „Cenka” na rynku, gdyż ten codziennie udawał się do tamtejszej restauracji na obiad. Niestety wyroku nie wykonano, bowiem zdrajcy towarzyszyli Niemcy, a egzekutorzy obawiali się niemieckich represji.
Uderzenie w Jędrzejowie
Wszystko wskazuje, że przez kolejne dni Jażdżyński przebywał się we Włoszczowie i wskazywał Niemcom kolejnych członków NOW i miejsca związane z konspiracją. Z biegiem czasu miał jednak coraz mniej cennych informacji dotyczących tego terenu.
Zapewne wtedy Niemcy podjęli decyzję o wysłaniu go do Jędrzejowa gdzie, wcielając się w role kuriera, doprowadził 25 września 1943 roku do aresztowania Wiktora Pękalskiego „Wojtek”.
Paradoksalnie to właśnie wydarzenie było początkiem końca działania agenta. Dlaczego? Doprowadzenie do aresztowania członków Narodowej Organizacji Wojskowej we włoszczowskiem pozostawało początkowo informacją znaną tylko tej organizacji.
Aresztowania w Jędrzejowie sprawiły, że informacja o podwójnej roli „Cenka” dotarła też do struktur Armii Krajowej. Na początku października 1943 roku wspominany już przez nas Stefan Klączyński „Jarosław” – szef Biura Informacji i Propagandy Komendy Okręgu Kielce AK otrzymał informacje, że jeden z jego byłych współpracowników poszedł na współpracę z Niemcami.

Śmierć w Kielcach
Początkowo nikt zapewne nie wiedział, jaka jest skala zagrożenia, ale „Jarosław” nakazał swoim współpracownikom, natychmiast opuścić miasto. Nie znamy losów wszystkich, ale niewątpliwie rozkaz przełożonego wykonał Wiesław Jażdżyński (brat zdrajcy), który w dalszym ciągu związany był z wydawaniem konspiracyjnych pism.
Znalazł on, dzięki pomocy organizacji miejsce w gminie Irządze (Obwód Włoszczowa AK) gdzie włączył się w nurt tajnego nauczania. Z biegiem czasu był nauczycielem przedmiotów humanistycznych w tajnym gimnazjum i liceum ziemi włoszczowskiej z siedzibą w Irządzach, a w późniejszym czasie wykładał też w konspiracyjnym uniwersytecie. Jego doświadczenie pisarskie zostało także wykorzystane, bowiem włączono go do zespołu wydającego gazetkę „Werble”, która była oficjalnym organem Komendy Placówki AK Irządze.

W Kielcach pozostał Stefan Klączyński, który zajmował od lat ten sam lokal przy dzisiejszej ulicy Seminaryjskiej na wprost Komendy Wojewódzkiej Policji. Przy ulicy stał drewniany, parterowy domek, za którym znajdowała się piętrowa kamienica. Dziś w tym miejscu stoi nowa część budynku II LO im. Śniadeckich. „Jarosław” zajmował lokal na pierwszym piętrze, w mieszkaniu Marii Bronisławy Belniak „Żmija”.
13 października 1943 r. Gestapo otoczyło kamienicę. Klączyński wyskoczył przez okno na drewnianą przybudówkę, by z niej przedostać się na boisko gimnazjum Śniadeckich. Niemiecki kordon był jednak szczelny i „Jarosław„ poległ na dachu przybudówki.
Nie mamy pewności, ale wszystko wskazuje, że to właśnie „Cenek” zdradził miejsce zakwaterowania Klączyńskiego – poniżej przedstawiamy lokalizacje lokalu.
Na włoszczowskich bezdrożach
Według ustaleń dziennikarskiego śledztwa Radia Kielce wydarzenia te zdekonspirowały w Kielcach działania „Cenka” jako agenta. Jego niemieccy mocodawcy przenieśli go ponownie we włoszczowskie. Zdrajca dobrał sobie kilka osób, z którymi udając partyzantów, odwiedzał ustronne wioski, szukając kontaktu z ruchem oporu. Prawdopodobnie grupa ta zajmowała się także zwykłymi napadami bandyckimi. Niewątpliwie jednak Jażdżyński miał za zadanie penetrację śródleśnych osad i leśniczówek.
Jednym z takich miejsc była leśna osada Nadolnik znajdująca się podczas II wojny światowej na terenie gminy Kurzelów. Mieszkały tam trzy rodziny. Wiele osób mówiło na osadę po prostu młyn lub tartak, a to ze względu na fakt, że działał tam młyn należący do Hipolita Bendkowskiego (wcześniej znajdował się tam także tartak). Nie udało nam się ustalić jaka była rola gospodarza w konspiracji AK, ale z całą pewnością był z nią związany. Ustronną osadę wykorzystywano do różnych konspiracyjnych działań, a grupy dywersyjne znajdywały tam częste schronienie.

Pod koniec grudnia 1943 r. dotarł tu porucznik Tadeusz Kozłowski „Piotr”. Był on wcześniej dowódcą oddziału partyzanckiego Narodowej Organizacji Wojskowej, ale po likwidacji miejscowej komendy tej organizacji oddział wszedł w skład Armii Krajowej. „Piotr” był przez pewien czas dowódcą liniowym oddziału partyzanckiego Mieczysława Tarchalskiego „Marcin”, a później został zastępcą „Marcina” jako szefa Kierownictwa Dywersji Obwodu Włoszczowa AK.
W grudniu Kozłowski zachorował i przełożeni skierowali go do majątku Lohmannów w Podlesiu (Placówka Lelów), gdzie miał się wyleczyć. Drogę odbywał pod eskortą patrolu złożonego z żołnierzy 2 kompanii oddziału „Marcina”. 29 grudnia dotarli oni na nocleg do Nadolnika.
Likwidacja agenta
Partyzanci zakwaterowali w domu właścicieli młyna, ale nie zaniechali wystawienia wart, które strzegły dwóch dróg, którymi można było dostać się do osady. To właśnie jeden z posterunków ujął czterech uzbrojonych mężczyzn w ubraniach cywilnych. Podawali się oni za żołnierzy konspiracji, którzy dotarli w ten teren aż spod Warszawy.
Zaproszono ich do domu, ale przybysze od początku wydawali się podejrzani. Partyzantom nie pasował ubiór nieznajomych oraz fakt, że mieli ze sobą niewygodne do noszenia w lesie walizki.
Jedna z obecnych osób poinformowała „Piotra”, że wśród przybyszy rozpoznała Jażdżyńskiego. Potwierdził to także przybyły na miejsce sołtys z pobliskich Jeżowic, który poinformował partyzantów AK, że nieznajomi już wcześniej kręcili się po okolicy.
Wobec podejrzeń rozbrojono nieznajomych, zabierając im 7 pistoletów oraz 15 granatów. Przeprowadzono też rewizję. W walizkach znaleziono wiele wartościowych rzeczy pochodzących prawdopodobnie z kradzieży. Ważniejsze było jednak co innego. Podczas rewizji osobistej znaleziono legitymację wydaną przez Gestapo i listę osób współpracujących z partyzantami. Rozpoczęło się przesłuchanie, podczas którego potwierdzono, że jednym z ujętych jest Tadeusz Jażdżyński. Historię jego zdrady znał „Piotr”, który należał wcześniej do tej samej organizacji.
Podczas przesłuchania „Cenek” przyznał się do współpracy z Gestapo i wyjaśnili, że przyszli do młyna w celu wymordowania rodziny Bendkowskich za pomoc udzielaną partyzantom. Po zakończeniu śledztwa wszyscy czterej wyrokiem powołanego na miejscu Sądu Polowego zostali skazani na karę śmierci. Wyrok wykonano, a zwłoki agentów zakopano w lesie za młynem. Bendkowscy, obawiając się o swoje życie, opuścili Nadolnik i podzielili się. Część zamieszkała u rodziny Smarzyńskich w Wąsoszu.

Epilog
Wiosną 1944 roku zazieleniły się drzewa wokół Nadolnika. Topniejący śnieg odsłonił cztery, zbyt płytko zakopane ciała niemieckich agentów. Zajęły się nimi szukające żywności lisy. Aby tajemnica ich śmierci nie dotarła do Niemców, zdrajcy zostali ponownie zakopani. Kto to zrobił? Tego nie udało nam się ustalić. Nie był to także koniec całej historii.
Nastał rok 1945. W Europie zakończyła się II wojna światowa. W Nadolniku ponownie gospodarowali Bendkowscy, którzy powrócili z tułaczki. Niespodziewanie odwiedziła ich kobieta podająca się za żonę „Cenka”. Wypytywała o wydarzenia z grudnia 1943 roku. Gospodarze pytali ją, czy chce zabrać szczątki męża.
– Nie wiedziałam o jego działalności podczas wojny, a teraz nie chcę mieć z nim nic wspólnego – odpowiedziała.
Kobieta prosiła jedynie o oświadczenie potwierdzające rozstrzelanie jej męża. Hipolit Bendkowski napisał takowe, a jakiś czas później został wezwany do Włoszczowy. W urzędzie potwierdził prawdziwość oświadczenia, co stało się podstawą do wydania urzędowego dokumentu potwierdzającego śmierć „Cenka”. Od tego momentu kobieta już oficjalnie została wdową, a niedługo później ponoć ponownie wyszła za mąż.
Las zielonym dywanem przykrył miejsce złożenia ciał zdrajców, których nikt nie chce wydobyć. I tak niech zostanie.

















