
Wydarzenia te opisywane są w ogólnopolskich mediach szczególnie w okresie rocznic, ale w wielu materiałach pomija się rolę świętokrzyskiego. W kolejnej odsłonie magazynu śledczego Radia Kielce przedstawiamy przygotowania do pierwszych zrzutów dla Polskiego Państwa Podziemnego, które miały się odbyć właśnie na naszym terenie.
W nocy z 15 na 16 lutego 1941 roku odbył się pierwszy skok bojowy spadochroniarzy do okupowanej Polski. Tej nocy na polskiej ziemi stanęli żołnierze, których nazwano później cichociemnymi i kurierami politycznymi (ta kwestia został przez nas wyjaśniona w ostatnim materiale). W literaturze przedmiotu znajdziemy opis lotu, ale w większości z tekstów pominięta jest rola ziemi świętokrzyskiej. Jak to się stało, że działania wielu osób z obwodów Związku Walki Zbrojnej Końskie oraz Włoszczowa zostały z historii wygumkowane?

Przygotowanie nowatorskiego rozwiązania
O łączności lotniczej z okupowanym krajem Rząd Polski we Francji myślał już od jesieni 1939r., ale specjalnie do tego powołana instytucja powstała dopiero po klęsce Francji i przedostaniu się władz polskich do Anglii. Aby nie zanudzać szczegółami powiemy tylko, że już w 1940 roku powołano w Komendzie Głównej ZWZ komórkę zrzutów używającą kryptonimów „Syrena”, „Import” i „M II-Grad”, która miała koordynować działania.
Przyjmowanie zrzutów lotniczych wymagało od konspiracyjnego wojska wyszukania odpowiednich miejsc na zorganizowanie pól zrzutowych. Wybranie powiatów koneckiego i włoszczowskiego jako lokalizacji miejsc przyjmowania pierwszych zrzutów świadczyła o zaufaniu, jakim cieszyły się lokalne struktury Polskiego Państwa Podziemnego.
Od lata 1940 roku w obwodzie koneckim wyszukiwaniem odpowiednich miejsc zajmowała się specjalna grupa pod dowództwem Stanisława Białeckiego, który działał pod pseudonimami „Tygrys” i „Scaevola”. Proponowane lokalizacje musiały uzyskać akceptację Szefostwa Lotnictwa Komendy Głównej ZWZ. To właśnie stało się powodem wizyty w koneckim, w listopadzie 1940 roku, ppłk Bernarda Adameckiego „Bocian”. Zaakceptował on lokalizację „kosza” zrzutowego.
– Miejscem zrzutu miała być placówka odbiorcza wyznaczona na dość rozległej leśnej polanie, trzy kilometry na wschód od Niekłania, w pobliżu gajówki Cis i słynnych Skałek Niekłańskich – mówi nam Marian Wikiera, konecki regionalista.
-W tym samym czasie zaakceptowano też lokalizacje zapasowego „kosza” zrzutowego niedaleko od Włoszczowy – dodaje.
W październiku 1940 r. pierwsi oficerowie zakończyli specjalne szkolenie prowadzone w Anglii, a już miesiąc później Brytyjczycy wyrazili zgodę na wykonanie lotu próbnego, do którego przeznaczono lekki bombowiec Whitley. Rozpoczął się okres oczekiwania na lot.

Oczekiwanie na gości… z nieba
W połowie grudnia do Obwodu Końskie dotarła informacja o mającym nastąpić na tym terenie zrzucie. W trybie alarmowym poinformowano o tym wyznaczone do zadania osoby. 18 grudnia wszyscy zameldowali się w Niekłaniu. Przybyli tam Komendant Obwodu w towarzystwie delegata Komendy Głównej ZWZ oraz zastępca Komendanta Maksymilian Szymański „Relampago”. Dotarł też doktor Edward Zamłyński „Karmazyn” (odpowiedzialny za organizację) oraz pchor. Bronisław Ejgird „Szary” (zajmujący się łącznością).
Plan przewidywał, że miejsce zrzutu będzie ubezpieczane przez grupę Franciszka Głowacza „Lis” oraz żołnierzy placówki ZWZ Niekłań pod dowództwem Karola Niedzielskiego „Dobosz”. Latarnie, które miały wyznaczyć literę „T” wskazującą kierunek wiatru, także obsługiwali ludzie z Placówki Niekłań. Wszyscy spoza placówki zostali zakwaterowani w domu Leszka Zdzienickiego „Paszko Złodziej” w Furmanowie oraz w plebanii i szkole w Niekłaniu.

Zima była wyjątkowa, mróz sięgał -30 stopni. Cierpliwie jednak wykonywano wcześniejsze rozkazy. Trzeba wiedzieć, że w dniu wylotu samolotu w kierunku Polski już kwadrans po 15-tej w audycji Polskiego Radia z Londynu, obok melodii sygnałowej podawano komunikat specjalny, składający się z szeregu zaszyfrowanych cyfr. Wskazywał on konkretną placówkę odbioru zrzutu. Jednak dopiero sygnał powtórzony po wiadomościach, kwadrans po godz. 21. potwierdzał bądź nie potwierdzał, że ekipa skoczków znajduje się w powietrzu.
Trzeciego dnia Maksymilian Szymański przywiózł wiadomość o odwołaniu pogotowia. Co się stało?
Start samolotu planowany na 20 grudnia 1940 roku został odwołany w ostatniej chwili (skoczkowie wkładali już kombinezony). Dowódca angielskiej załogi por. pil. Francis Keast oznajmił, że po ostatecznym przeliczeniu trasy lotu nie wystarczy paliwa na powrót. Lot odwołano, a do koncepcji miano powrócić po zamontowaniu w samolocie dodatkowych zbiorników paliwa. Wśród polskich oficerów wtajemniczonych w Anglii w sprawę bez odpowiedzi pozostało pytanie: dlaczego Anglicy przez miesiąc zwodzili Polaków?
Inauguracja zrzutów lotniczych miała jednak tragiczne następstwa. Podczas trzydniowego oczekiwania przeziębił się delegat Komendy Głównej ZWZ. Doktor Edward Zamłyński „Karmazyn” stwierdził obustronne zapalenie płuc i chorego przewieziono na dalsze leczenie do Końskich. Delegat stwierdził jednak, że Święta Bożego Narodzenia chce spędzić w domu. Ostatecznie został odwieziony do Warszawy przez „Karmazyna”. Po pewnym czasie do obwodu dotarła wiadomość, że delegat zmarł na zapalenie płuc.

Czekali w podwłoszczowskich lasach
Ile trwało montowanie w samolocie dodatkowych zbiorników paliwa? Rok! Jak widać naszym aliantom nie spieszyło się z udzielaniem wsparcia walczącej Polsce. Ostatecznie maszyna Whitley wystartowała, wieczorem 15 lutego 1941 r., z ekipą trzech skoczków i czterema zasobnikami.
Samolot wystartował z lotniska Newmarket w Wielkiej Brytanii. Wiózł 3 skoczków oraz pocztę, pieniądze i broń. W operacji lotniczej „Adolphus” leciała Ekipa 0 w składzie: mjr Stanisław Krzymowski „Kostka”, rtm. Józef Zabielski „Żbik” oraz kurier Delegatury Rządu bomb. Czesław Raczkowski „Orkan”– Włodek” oraz cztery zasobniki z materiałem wojennym.
Samolot leciał z Anglii do wybrzeża holenderskiego, koło miasta Haarlem, poprzez jedno z jezior w Brandenburgii, na południe od Berlina, dalej nad Wrocławiem, potem na Częstochowę, na punkt pod Włoszczową. Gdzie?
Zrzutowisko podobnie jak w obwodzie koneckim zostało wybrane na śródleśnej polanie pomiędzy osadą leśną Zwierzyniec, a Kobylą Wsią. Tej ostatniej trudno szukać na mapach bowiem od połowy lat siedemdziesiątych została administracyjnie włączona do Ludwinowa.
Zapewne tak jak w przypadku pierwszej próby zrzutu na miejscu stawili się miejscowi żołnierze Polskiego Państwa Podziemnego z Obwodu Włoszczowa zapewniający sprawne jego przyjęcie. Dziś niewiele więcej potrafimy na ten temat powiedzieć.

Błędy aliantów
Tymczasem załoga brytyjska słabo orientująca się w topografii Polski dodatkowo jeszcze popełniła błąd w nawigacji, kiedy jedno z jezior brandenburskich będące odniesieniem do wytyczenia dalszego kursu, pomylono z innym. Stąd pilot obrał zły kurs.
Samolot zamiast pod Włoszczowę dotarł 138 km od zrzutowiska i wykonał zrzut koło wsi Dębowiec koło Skoczowa na Górnym Śląsku (teren przyłączony do Rzeszy). Po licznych perypetiach zrzuceni żołnierze zdołali jednak dotrzeć do Warszawy.
Mamy nadzieję, że dzięki naszemu materiałowi historia pierwszego zrzutu lotniczego i przygotowań do niego będą pełniejsze.















