Świąteczne iluminacje są stałym elementem krajobrazu polskich miast. Mogą pełnić pozytywną rolę społeczną, lecz także pogłębiać problem zanieczyszczenia światłem. Ich wpływ na przyrodę zależy przede wszystkim od tego, czy pojawiają się w miastach, czy na terenach mniej zurbanizowanych.
Jak powiedziała dr Magdalena Zienowicz z Katedry Architektury Krajobrazu Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, ocena wpływu iluminacji świątecznych na środowisko wymaga rozróżnienia pojęć i uwzględnienia wielu parametrów: intensywności i kierunku emisji, czasu świecenia oraz lokalizacji. Nie można zrównywać wszystkich rodzajów tego typu ozdób, zakładając, że każda dodatkowa porcja światła jest tak samo niekorzystna.
Ekspertka podkreśliła, że oświetlenie i iluminacja to dwa różne pojęcia. Oświetlenie ma charakter użytkowy: służy bezpieczeństwu, widoczności, orientacji w przestrzeni i komfortowi widzenia. Jest projektowane według norm technicznych oraz wymagań związanych z ruchem pieszym i kołowym, a jego celem jest umożliwienie sprawnego funkcjonowania miasta po zmroku. Iluminacja natomiast nie służy doświetlaniu przestrzeni w sensie użytkowym, lecz jej interpretowaniu i kreowaniu – ma wydobywać formę architektury, akcentować charakter miejsca oraz budować nastrój i odbiór estetyczny.
– Świąteczne dekoracje zazwyczaj emitują światło o niskich wartościach fotometrycznych. Ich celem nie jest oświetlanie ulicy czy chodnika, tylko budowanie atmosfery. To jednak nie oznacza, że zawsze są neutralne – zaznaczyła.
Jak wyjaśniła, w środowiskach mniej zurbanizowanych nawet delikatne instalacje mogą stanowić wyraźniejszy bodziec, ponieważ naturalna noc jest tam ciemniejsza, a zmiana tła świetlnego bardziej zauważalna.
– Wprowadzenie intensywnych iluminacji świątecznych może oznaczać nagłą i silną ingerencję w środowisko, prowadzącą do powstania sztucznego „ekosystemu świetlnego”. Taki kontrast może być szczególnie odczuwalny dla przyrody – powiedziała PAP naukowczyni.
Jego negatywny wpływ dotyczy przede wszystkim zaburzania rytmów dobowych i naturalnych zachowań zwierząt, ale też ludzi i roślin. Według literatury naukowej nawet niewielkie źródło światła w nieodpowiednim momencie może wpływać na fizjologię człowieka poprzez hamowanie wydzielania melatoniny, a u zwierząt zaburzać dobowy porządek aktywności.
Najbardziej problematycznymi miejscami do instalowania świecących ozdób są więc tereny wokół zbiorników wodnych, obszary zielone, ale też dachy i wieże kościelne, które mogą pełnić funkcję siedlisk lub schronień dla dzikich organizmów.
Nieco inaczej wygląda sytuacja na terenach silnie zurbanizowanych. – Na podstawie obecnych badań można z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że świąteczne iluminacje w dużych miastach, takich jak Warszawa, zwykle powodują mniejsze szkody niż podobne instalacje na obszarach wiejskich. Wynika to przede wszystkim z charakteru przestrzeni, która od dawna jest silnie przekształcona przez człowieka – wytłumaczyła PAP.
Oświetlone ulice, budynki czy place i tak są stałym elementem miejskiego krajobrazu, więc iluminacje najczęściej nie pogarszają warunków środowiskowych w znaczący sposób. – Jednak warunkiem ograniczenia ich wpływu jest odpowiednie zaprojektowanie. Powinny być dostosowane do konkretnego miejsca: uwzględniać układ urbanistyczny, warunki percepcyjne oraz potrzeby mieszkańców i turystów. Ważne jest także, aby projektanci zwracali uwagę na to, jak dana przestrzeń funkcjonuje nocą. Każdy krajobraz powinien zostać wcześniej przeanalizowany, tak aby światło nie dominowało nad otoczeniem, lecz je uzupełniało i szanowało – podkreśliła ekspertka.
Istotna jest także kwestia czasu – świetlne dekoracje należy wyłączać w określonych godzinach nocnych, a stosowanie sterowników, systemów przyciemniania czy rozwiązań typu eco-saver powinno stanowić standard.
Jeśli wymienione czynniki nie zostaną wzięte pod uwagę, może dojść do sytuacji, w której iluminacje zawładną nocnym krajobrazem. – W miastach nocna przestrzeń jest już silnie nasycona światłem ulicznym, reklamowym i architektonicznym. Dodawanie kolejnych źródeł bez wyraźnego celu i kontroli może prowadzić do wizualnego chaosu, dalszego zaburzenia naturalnych rytmów dobowych ludzi oraz mieć istotny wpływ na miejską faunę i florę – zaznaczyła dr Zienowicz.
Dyskutując o zasadności instalowania świątecznych iluminacji, nie powinno się jednak zapominać o ich pozytywnej roli. W opinii ekspertki mądre rozplanowanie pozwala utrzymać równowagę pomiędzy dopuszczalnym poziomem oddziaływania na przyrodę a korzystnym wpływem na dobrostan psychiczny mieszkańców. Iluminacje mogą bowiem zachęcać do spacerów, zatrzymania się w przestrzeni publicznej i spotkań z innymi. Wzmacniają również integrację społeczną i satysfakcję z życia w mieście. W okresie zimowym, gdy krótkie dni i długie wieczory ograniczają aktywność na zewnątrz, każdy taki impuls jest ważny.
– Badania wskazują również, że ograniczenie natężenia światła wzmacnia zaangażowanie wielu zmysłów, co z kolei wpływa na pogłębione poczucie własnego „ja”, sprzyja autorefleksji oraz budowaniu wewnętrznej równowagi i własnej wartości – podkreśliła dr Zienowicz.
Najlepszy efekt można osiągnąć poprzez rozświetlanie bardzo nielicznych, a nawet jednego, starannie wybranego elementu struktury miasta, np. budynku czy placu. Światła nie mogą być zbyt jasne, krzykliwe lub nadmiernie rozbudowane. Rekomendowane są ciepłe źródła LED.
Specjalistka zaznaczyła, że zbyt duża ilość światła, nawet w środowisku miejskim, może być formą przemocy wizualnej. Nadmierna jasność i silne kontrasty obniżają komfort przebywania w przestrzeni, a paradoksalnie mogą także zmniejszać poczucie bezpieczeństwa.
– Badania, które prowadzę, pokazują, że niski kontrast jasności pomiędzy obserwatorem a otoczeniem sprawia, że przestrzeń jest odbierana jako bardziej relaksująca i spójna. Ograniczenie ostrych kontrastów poprawia percepcję otoczenia – widzimy więcej i dalej, a przestrzeń nie ulega wizualnej fragmentacji. Taki sposób oświetlenia sprzyja także poczuciu przynależności i bezpieczeństwa u większości użytkowników – opisała.
Jej zdaniem istnieje wyraźny moment, w którym iluminacja przestaje budować nastrój, a zaczyna działać destrukcyjnie. Dzieje się tak wtedy, gdy w użyciu światła zanika umiar, a jego ilość i intensywność przestają wynikać z kontekstu miejsca. – W efekcie nie tylko „psujemy noc”, lecz także degradujemy samo pojęcie światła, zapominając, że nocne działania oświetleniowe powinny wzbogacać przestrzeń, a nie nad nią dominować – wyjaśniła naukowczyni.
– Być może nadszedł moment, w którym w wielu miastach nie powinniśmy już dodawać światła, lecz cień. Przestrzenie zurbanizowane są dziś często nadmiernie prześwietlone, co bezpośrednio wpływa na jakość naszego snu, odpoczynku i relacji z otoczeniem. Dbanie o dobrą noc staje się więc jednym z kluczowych wyzwań współczesnych miast – podsumowała.













