Polacy i Ukraińcy w zaprzyjaźnionym z Kielcami mieście Dnipro na razie nie zostali bezpośrednio dotknięci wojną.
Lech Krzyżanowski, wiceprezes Dniepropietrowskiego Okręgowego Związku Polaków opowiada, że pierwszy szok i panika już minęły. W sklepach, ani na stacjach benzynowych nie ma już kolejek, choć w niektórych miejscach paliwa brakuje. Mieszkańcy miasta z niepokojem śledzą media społecznościowe.
– W Dnipro jest mniej więcej spokojnie. Na razie. Choć co około 30 minut w Messengerze dostajemy wiadomość, że w stronę miasta jadą rosyjskie czołgi i inne oddziały – mówi Lech Krzyżanowski.
Część mieszkańców wyjechała z Dnipro, niektórzy z zamiarem ucieczki do Polski. Lech Krzyżanowski nie planuje wyjeżdżać.
– Każdy rzuci swoje miejsce, swój dom i ucieknie do Polski, a jak oni i do Polski wjadą czołgami? To gdzie wtedy uciekać? Może walczyć trzeba. Moje dziecko i cała rodzina tu jest. Uciec to niewielka mądrość – tłumaczy Lech Krzyżanowski.
Na razie Rosjan w pobliżu miasta nie widać. Po ulicach Dnipro jeżdżą patrole policji, jednostki wojskowe Ukrainy są na froncie.