Ryszard Biskup przygląda się twórczości ludowej. Stara się odkryć co też muza podpowiada ludowym twórcom. Tym razem pod lupę redaktora trafia Stefan Wyczyński z kapelą z Lubczy z utworem Fiat 126.
Tym razem Stefek Wyczyński wziął na kieł swoje kłopoty samochodowe. Ale na co, po co i dlaczego, dalibóg nie wiem. Jak się zresztą z trudem, bo z trudem, ale domyślam on sam też – jak mawia przekornie w „Milionerach” Hubert Urbański „ostatecznie” – tak do końca, też sam nie wiedział.
Mistrz słowa i muzyki z Lubczy poukładał w rymy opowieść o swojej przygodzie z cudem polskiej motoryzacji. Informuje oto naród, że stał się był właścicielem „malucha”, pojazdu mechanicznego udającego samochód. Ale auto wzięło i się rozkraczyło. Nie samo z siebie się psiajucha rozsypała, tylko – jak wychodzi czarno na białym w kolejnej zwrotce songu – nasz bohater nie wymienił na czas filtrów. Proste jak budowa cepa, tu bijak tam dzierżak, a tu znowu klepisko.
Stefan swoją balladę oprawił muzycznie w melodyjkę, która kokosi mi się w głowie wspomnieniem z odległego dzieciństwa. Wyśpiewuje otóż swoje żale do melodii „Świniorza”, piosenki jaką katowano przez głośniki radiowęzłów naród dobre pół wieku temu. Przymykam umęczone ślepia, widzę całą moją klasę z podstawówki jak ryczy piosenkę o świniarzu, który w konkury do wybranki przyłaził w świątek, piątek i niedzielę. Mamiąc panienkę deklaracjami, że ją kocha na zabój, dokładnie tak jak swoje maciory. Na co marząca jak każda młoda dama o księciu z bajki dziewczyna, bez wahania odpalała fatygantowi, że może jak już to może by tak na kobierzec wybrał się nie z nią, tylko akurat ze swoją świnią. Z czego zadowolona będzie zarówno ona jak i on. Co myśli wystrojony w welon wieprzek, nie dociekam. Nie wiem, może to wszystko to akurat metafora?
Może chodzi o to, że ciasne, chociaż własne, autko jest jednak jak ten prosiak? Pożądane z jednej strony, ale z drugiej limuzyna mało reprezentacyjna? Kiepska i – co tu ukrywać – zawodna. Byle jaka, prychająca i chrząkająca spalinami? Śpiewak z Lubczy wywleka na światło dzienne swoje kłopoty i zmartwienia, wzdycha ciężko z żalu. Przypomina o półgębkiem o rozwianych na wiejskiej drodze nadziejach. Przecież „maluch” stoi na cegłach w stodole, filtrów paliwa nie idzie nigdzie kupić. Za oknem siąpi wiosenna szaruga. Jak tu, kurdele bele, dalej z tym wszystkim żyć. Ciężko, ufff.
POSŁUCHAJ FELIETONU RYSZARDA BISKUPA:
„Fiat 126” – wyk. Stefan Wyczyński z kapelą z Lubczy
Oszczędziłem trochę forsy, więc kupiłem fiata
z tą nadzieją, ze posłuży mi przez długie lata.
A nadzieja matką głupich zapamiętaj chłopie,
Już po roku fiat się rozpadł, no i stanął w szopie.
I choć padało, choć było ślisko, to nie jechało to małe fiacisko!
A w instrukcji przeczytałem takie zapewnienia,
W nowym fiacie olej z filtrem, razem się wymienia.
Lecz instrukcja jak za chwile sami zobaczycie,
Mówi całkiem co innego niż codzienne życie.
I choć padało, choć było ślisko, to nie jechało to małe fiacisko!
Byłem w TOS-ie filtrów nie ma, więc nie wymienimy,
Niech pan kupi w Polmozbycie tak mi doradzili.
Chodzę więc po Polmozbytach nie żałując siły,
No i rada niby dobra, gdyby filtry były.
I choć padało, choć było ślisko, to się sprzyrzekło to małe fiacisko!
Dawniej w każdym cepeenie było ich jak lodu,
Aż tu nagle się skończyło z jakiego powodu?
Chyba z tego, że oleje tak czyste się stały,
Że nie trzeba by je filtry jesce przefiltrowały!
I choć padało, choć było ślisko, to się sprzyrzekło to małe fiacisko!