Prezentowana wystawa fotografii Henryka Pieczula zatytułowana „Barwy wulkanu Etna” to zestaw fotogramów wykonanych całkowicie własnoręcznie przez Autora.
Na szczególną uwagę zasługuje pieczołowitość warsztatowa: oglądamy bowiem wykonane bez mała trzydzieści lat temu barwne powiększenia, które wciąż zachowały doskonałą jakość. To świadczy o ogromnej wiedzy i umiejętnościach czysto fototechnicznych Pieczula, bowiem w tamtych czasach w Polsce fotografia barwna opierała się głównie o przestarzałe technologicznie, mocno niedoskonałe materiały i procesy utrwalania obrazów barwnikowych. A on „skądś zdobył” (bo wtedy wiele rzeczy się „skądś zdobywało”) i wykonał świetną robotę z wykorzystaniem najnowocześniejszych – jak na tamte czasy – materiałów i chemikaliów!
Henryk Pieczul prezentuje zatem „kunszt kompletny”: łączy w tej wystawie zarówno wartość artystyczną przekazywanych treści z szeregiem żmudnych, rzemieślniczo wykonywanych prac w ciemni fotograficznej. Wszystko ręcznie, z wykorzystaniem powiększalnika i pełnej obróbki chemicznej – od pierwszego wywoływania obrazów, poprzez ich płukanie, odbielanie, ponowne płukanie, następnie drugie wywoływanie (tzw. barwnikowe), kolejny raz płukanie, wreszcie utrwalanie i… jeszcze jedno płukanie! Potem suszenie. Był dokładny i cierpliwy. To były długie godziny spędzone nad każdą odbitką. Dzięki temu do dziś zachowały wysoką jakość. Czy to nie robi wrażenia?
Przyjrzyjmy się zatem tym zdjęciom z należytym szacunkiem i zrozumieniem dla całej wielowymiarowej złożoności podjętego przez Autora tematu, trudów jego realizacji i osiągniętych efektów.
Taka więc mi nasuwa się refleksja: ile jest dzisiaj jeszcze osób, którym by się chciało wykonać taki zakres prac przy pomocy tak „archaicznych” metod? I czy w ogóle poradziliby sobie?
Więcej informacji na temat wystawy fotografii Henryka Pieczula „Barwy wulkanu Etna”.