630 metrów kwadratowych powierzchni objął ogień, który pojawił się przed południem w Zespole Szkolno-Przedszkolnym w Cedzynie. Do pożaru doszło na poddaszu placówki. 13 osób zostało ewakuowanych. Nikt nie ucierpiał.
Brygadier Marcin Nyga, rzecznik komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej w Kielcach informuje, że na miejsce pojechało pięć zastępów ratowników, a z czasem dojeżdżały kolejne. W newralgicznym momencie w akcji brało udział 52 strażaków.
– Ogień wszedł jednak głęboko w konstrukcję drewnianą pokrycia dachu, stąd też musieliśmy metr po metrze dokładnie wszystko przejrzeć i dogasić, tak, aby bezpiecznie oddać obiekt – wyjaśnia Marcin Nyga.
W trakcie akcji musiał dojechać transport z butlami z powietrzem.
– Przy tego typu zdarzeniach strażacy pracują w silnym zadymieniu, stąd potrzeba ochrony układu oddechowego. W związku z tym ratownicy pracują w aparatach oddechowych i potrzebny jest duży zapas butli – dodaje.
– Podczas spoczynku człowiek zużywa około 20 litrów powietrza na minutę, natomiast strażak, który ciężko pracuje i ma na sobie kombinezon oraz sprzęt o wadze 20-30 kg, potrzebuje nawet 60 litrów powietrza na minutę – opisuje.
Ewa Krajcarz, dyrektor Zespołu Szkolno-Przedszkolnego jest wdzięczna strażakom za sprawnie przeprowadzoną akcję. Jak informuje, w czasie gdy wybuchł pożar była w budynku z dyżurującymi nauczycielami i pracownikami obsługi. Łącznie to 13 osób.
– Dzięki szybkiej interwencji jednego z pracowników, którego o ogniu powiadomiła przypadkowa osoba i wezwaniu natychmiast straży pożarnej udało się bardzo sprawnie wszystkich ewakuować. Na szczęście nie było tu dzieci – dodaje.
– Jestem pod ogromnym wrażeniem i w tym miejscu chce podziękować strażakom za sprawne, szybkie i bezbłędne poprowadzenie akcji. Jesteśmy zrozpaczeni, bo wygląda to, jak wygląda, ale wszystko mogło skończyć się o wiele gorzej, gdybyśmy musieli czekać. Po raz kolejny służby nie zawiodły. Dziękuje – dodała.
Przypadkowym świadkiem wybuchu ognia, który wszczął alarm był Michał Durlej, strażak-ochotnik z Belna.
– Byłem u brata naprzeciwko szkoły. W pewnym momencie zobaczyłem ogień, zawiadomiłem służby i wbiegłem do szkoły – relacjonuje. – Pomagałem tam w ewakuacji, a potem sprawdzałem, czy nikogo nie ma – mówi. Jak dodaje, nie bał się działać. – Takie rzeczy ma się we krwi – podkreśla.
Na razie nie są znane przyczyny pożaru.