Brak maseczki bardzo zwiększa ryzyko zakażenia koronawirusem, szczególnie teraz, kiedy wirus jest powszechny wśród ludzi. Żadna jednak maseczka nie zagwarantuje bezpieczeństwa w 100 proc. – powiedział wirusolog prof. Włodzimierz Gut.
Brak maseczki, szczególnie teraz, kiedy koronawirus jest powszechny wśród ludzi – zdaniem prof. Guta – może mieć poważne konsekwencje.
– Nikt z nas naprawdę nie ma pojęcia, jak zareaguje na zakażenie. Czy to będzie infekcja łagodna, czy skończy się po prostu zgonem. Jest określone ryzyko – podkreślił naukowiec.
– W dużym uproszczeniu, można powiedzieć, że brak maseczki grozi śmiercią, ale naprawdę to bardzo duże uproszczenie – powiedział PAP wirusolog profesor Włodzimierz Gut.
– To, że ktoś nie nosi maseczki zwiększa ryzyko zachorowania, a to z kolei zwiększa ryzyko przedwczesnego zgonu – tłumaczył.
Maseczkę należy nosić w zalecany przez specjalistów sposób. Jeśli się tego nie robi to – jak powiedział profesor – zasłona ust i nosa nie spełnia swojej epidemiologicznej funkcji.
– Wcale tak dobrze się nie czujemy w maseczce. Jeśli nosimy ją stale, może nam ona trochę utrudnić życie. Szczególnie, jak się zawilgoci. Jeśli jednak wchodzimy tam, gdzie nie możemy utrzymać dystansu powinniśmy włożyć maseczkę – zaznaczył wirusolog.
Profesor Gut ostrzegł, że jedna maseczka noszona cały dzień albo wyjęta po raz kolejny z kieszeni czy torby naraża nas na zakażenie nie tylko koronawirusem, ale też innymi groźnymi patogenami.
– Maseczka nie stanowi bariery swoistej dla SARS-CoV-2 i innych wirusów. Na niej osadza się wszystko, co jest w aerozolu, który wydalamy. Możemy mieć na maseczce, na przykład, prątki gruźlicy i koronawirusa – zwrócił uwagę profesor Gut.
Profilaktyczna funkcja maseczki i innych zasłon na usta i nos, mających nas chronić przed wirusami – jak przypomniał profesor – zawsze jest ograniczona.
– Stuprocentowej gwarancji nie daje nic, takiej gwarancji nie daje nawet specjalistyczna maseczka, którą się nosi w laboratoriach wysokiego bezpieczeństwa biologicznego, bo błędy są cechą ludzką – zaznaczył wirusolog.
Pytany przez PAP o protesty społeczne w dobie pandemii, profesor Gut odpowiedział zdecydowanie.
– Wolałbym, żeby ich nie było albo wolałbym, aby były tak zorganizowane jak pielgrzymka w Mekce w tym roku – podkreślił naukowiec.
– Gdybym ustawiał do protestu i gdybym ustawił jednego uczestnika o 5 metrów od drugiego, to ryzyko zakażenia jest zerowe. Pod warunkiem oczywiście, że wszyscy przestrzegają zasad – tłumaczył.
– Jeśli jednak zbiorą się w tłum, to nieważne, czy to będzie protest, czy wyjście ze szkoły, czy spotkanie znajomych na ulicy – efekt jest ten sam, czyli możliwość powiększenia prawdopodobieństwa zakażeń – wyjaśnił.
– W tej chwili, nawet wsiadając do autobusu, mamy bardzo duże szanse, że spotkamy osobę, która jutro będzie miała rozpoznane zakażenie koronawirusa, a dziś jeszcze zakaża – powiedział PAP prof. Włodzimierz Gut.