Około stu przedstawicieli branży gastronomicznej demonstrowało dziś w Kielcach. Przedstawiciele barów i restauracji przeszli z Rynku przed urząd wojewódzki, ponieważ chcieli zwrócić uwagę na trudną sytuację w jakiej znalazła się branża na skutek pandemii koronawirusa. Od 24 października do odwołania bary i restauracje pozostają zamknięte, mogą sprzedawać tylko dania na wynos.
Jak mówi kielecki restaurator Damian Tomalik, branża gastronomiczna domaga się od rządu wypracowania kompromisu, który zapobiegnie utracie miejsc pracy i bankructwu niektórych lokali.
– Nie negujemy pandemii i tego, że wirus jest groźny. Jednak uważamy, że część lokali gastronomicznych może pozostać otwarta. Natomiast obecnie cała branża została wrzucona do jednego worka. Chcielibyśmy, aby restauracje, które cały czas były nastawione na sprzedaż jedzenia na miejscu mogły dalej prowadzić swoją działalność. Jesteśmy w stanie zadbać o klientów. Możemy zachować odpowiednie odległości pomiędzy stolikami, wprowadzić dodatkowe stanowiska do dezynfekcji i mierzenia temperatury, tylko po to, aby zagwarantować klientom maksimum bezpieczeństwa – dodaje.
Restauratorzy podkreślają, że ich protest nie jest w żaden sposób inspirowany politycznie i ideologicznie, a ich głównym celem jest obrona miejsc pracy w trakcie kryzysu. Przedstawiciele branży gastronomicznej powołali Sztab Kryzysowy Gastronomii Polskiej, który skierował do rządu petycje ze swoimi postulatami. Wśród nich jest między innymi utworzenie funduszu wsparcia gastronomii, zwolnienie pracowników i pracodawców branży z ZUS na 6 miesięcy i zniesienia ograniczeń otwarcia dla niektórych lokali.