– Nie podlega dyskusji, że noszenie maseczek jest bezwzględnie konieczne, jeśli chcemy zapobiec rozprzestrzenianiu się epidemii koronawirusa – powiedział prof. Bolesław Samoliński, specjalista zdrowia publicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
– Pamiętajmy, że koronawirus zaraża na masową skalę. Codziennie przybywa 200 tys. nowych zakażeń na świecie, co pokazuje, jakie to jest niebezpieczeństwo – powiedział prof. Samoliński.
Zdaniem profesora niezwłocznie powinny zostać opracowane instrukcje dotyczące środków ochrony osobistej, do których należą maseczki.
– W zależności od typu maseczki, która nosimy, mamy zapewnioną lepszą lub gorszą, krótszą lub dłuższą ochronę przed zakażeniem koronawirusem – powiedział.
Profesor powołuje się na opublikowane w czasopiśmie medycznym „Lancet” dane dotyczące skuteczności maseczek dostępnych na rynku. Jak wynika z przeprowadzonych badań, największą skuteczność mają maseczki typu FP2 i FP3 z wymiennymi wkładami, które przepuszczają tylko 3 proc. aerozolu, czyli tego, co wydychamy: pary wodnej, cząsteczek wydzielin z dróg oddechowych i wirusów.
– Takie maseczki powinny nosić osoby szczególnie narażone na powikłania COVID-19 – starsze, z nadciśnieniem, nowotworami czy cukrzycą – radzą eksperci.
Mniejszą skuteczność, ok. 60 proc. mają maseczki chirurgiczne, które chronią w bezpośrednim kontakcie z aerozolem wirusowym czy bakteryjnym. Najmniejszą ochronę przed wirusami dają natomiast maseczki wykonane z bawełny. Najlepiej, żeby zawierały dwie warstwy dobrej jakości bawełny. Te, wykonane często samodzielnie, bez atestów, nie są skuteczne. Żadną ochroną dróg oddechowych nie są natomiast maski plexi, ponieważ nie posiadają filtra wydychanego i wdychanego powietrza. Zdaniem ekspertów, można je porównać raczej do okularów. Tak więc osoby narażone na kontakt z klientami np. w sklepie czy restauracji absolutnie nie powinny nosić tego typu zabezpieczeń.
Ze względu na to, że maseczki nie dają stuprocentowej ochrony przed zarażeniem koronawirusem, ważne jest kompleksowe działanie. Nie powinniśmy rezygnować z częstego mycia i dezynfekowania rąk. Trzeba pamiętać również o zachowaniu dystansu społecznego.
– Im dalej będziemy od osoby, która jest potencjalnie zakażona, tym mniej dociera do nas wydychanego przez nią powietrza, a w nim wirusa. 2-metrowa odległość to redukcja zagrożenia do 20 proc., czyli daje 80 proc. ochrony – powiedział prof. Samoliński.
Do zakażenia koronawirusem dochodzi najczęściej w przestrzeni zamkniętej, np. w sklepie, windzie czy innym niezbyt dużym pomieszczeniu, w którym przebywa kilka osób. Wtedy najłatwiej zarazić się od chorej osoby.
– Zarażony wytwarza trzy rodzaje aerozolu: duży, średni i drobny. Najbardziej niebezpieczny jest ten drobny, który opada na ziemię najwolniej, bo jest lekki. Również wirusy mają niewielkie rozmiary ok. 120 nm i dlatego w takim aerozolu długo się utrzymują, czas przetrwania wynosi ok. 66 minut – powiedział profesor.
– Wyobraźmy sobie, że ktoś kichnie, to w odległości 1,5 metra przez 66 minut utrzymuje 50 proc. tego aerozolu. Dopiero po kolejnych 66 minutach będzie go jedna czwarta. Zarazić można się więc nie tylko bezpośrednio, ale również przebywając w pomieszczeniu, w którym unoszą się wirusy – dodał.
Zdaniem profesora wciąż zbyta mała jest świadomość dotycząca możliwości zarażenia się koronawirusem.
– Często, zwłaszcza młode osoby lekceważą nakaz noszenia maseczek. Nie rozumieją, że jeżeli ja założę maseczkę i zredukuję ilość wydychanego aerozolu do 60 proc i osoba, którą np. spotkam w sklepie zrobi to samo, to dopiero wtedy możliwość zakażenia istotnie się zmniejszy – powiedział.
Dodał, że maseczki powinni nosić wszyscy, a nie tylko osoby chore.
– Cechą charakterystyczną tego wirusa jest to, że w początkowym okresie zarażona osoba może zarazić kilkadziesiąt innych osób, nie zdając sobie z tego sprawy. Dlatego dochodzi do tak dużej liczby zakażeń. Takiej cechy nie miały inne znane nam w ostatnim okresie czasu wirusy. Wirus ptasiej grypy powodował wyższą śmiertelność niż koronawirus, ale nie rozprzestrzeniał się tak szybko – powiedział.
Zdaniem profesora Samolińskiego zapowiadane przez ministra zdrowia kontrole sanepidu dotyczące noszenia maseczek w sklepach są konieczne.
– Tego typu kontrole powinny być prowadzone od początku pandemii. W pewnym momencie obywatele usłyszeli, że nie ma zagrożenia, żeby się nie obawiać. Ale nie jest to, niestety, prawda. Ryzyko jest w dalszym ciągu. Jako przewodniczący Rady Ekspertów przy Rzeczniku Praw Pacjenta postulowałem już do ministra zdrowia o stworzenie wytycznych dotyczących środków ochrony osobistej w zależności od wykonywanego zawodu – powiedział.