Schronisko dla zwierząt w podkieleckich Dyminach „pęka w szwach”. Okres wakacyjny sprzyja bezmyślnemu porzucaniu czworonogów. Problem ten wraca co roku jak bumerang.
Daniel Papis, opiekun w schronisku w Dyminach informuje, że ludzie bardzo często zachowują się nieodpowiedzialnie. Psy najczęściej lądują na ulicy, pozostawiane bez opieki. Biorąc pod uwagę letnie upały, czworonogi skazane są na powolne umieranie.
– Myślą o psach w kategoriach samych benefitów, a żadnych obowiązków. Wiele ludzi jest na tyle mało wrażliwych względem zwierząt, że po prostu traktują je jak rzecz i jeśli stają się im niepotrzebne to je wyrzucają, bez żadnych wyrzutów sumienia – zaznacza.
Daniel Papis obawia się, że w te wakacje liczba porzuconych psów może być dużo większa niż w latach ubiegłych.
– W dobie koronawirusa adopcje poszły nam niesamowicie do przodu. Teraz obawiamy się, że wiele osób zdecyduje się zwrócić nam te psy. W momencie, kiedy mieli czas to je brali, a teraz, kiedy go będzie brakowało, to mogą je zacząć zwracać – podkreślił.
Daniel Papis przypomina, że to właściciel czworonoga bierze za niego pełną odpowiedzialność. Jak mówi, jeśli wyjeżdżamy na urlop i nie mamy z kim zostawić pupila, możemy zaprowadzić go np. do hotelu dla zwierząt, których w naszym regionie nie brakuje.
Schronisko apeluje też, żeby przygarniać bezpańskie psy. Wystarczy mieć smycz, dowód osobisty, ewentualnie transporter, w którym zabierzemy zwierzę do domu. Jest wypisana książeczka zdrowia. Psa trzeba wziąć na spacer, żeby się z nim zapoznać, sprawdzić, czy nas zaakceptuje.