Przewodniczący kieleckiej rady miasta Kamil Suchański domaga się od ratusza przeprowadzenia kontroli w Zakładzie Unieszkodliwiania Odpadów w Promniku.
Powodem są niepotwierdzone informacje dotyczące możliwego zasypywania niebezpiecznych odpadów na jego terenie. Jak mówi przewodniczący Kamil Suchański, jeśli informacje te potwierdziłyby się, oznaczałoby to znaczące naruszenie prawa i działanie na szkodę środowiska naturalnego.
– Jeśli te informacje są prawdziwe, to jest to kuriozalna sytuacja, bo zakład zamiast utylizować, czy przekazywać do innych jednostek np. materiały gumowe zakopuje je w niektórych kwaterach zakładu – mówi.
Dodatkowo, zgodnie z tymi samymi źródłami podanymi przez przewodniczącego rady, szefostwo spółki miało dopuścić się szantażowania pracowników, którzy sprzeciwiali się takim działaniom.
Oskarżeniom zaprzecza prezes Przedsiębiorstwa Gospodarki Odpadami w Kielcach, Mirosław Banach. Jego zdaniem, zakład nie tylko nie przyjmuje odpadów niebezpiecznych, ale też nakłada kary na dostawców, którzy próbują takie odpady wwieźć na jego teren.
– Towar niespełniający naszych wymogów ponownie ładujemy na ciężarówkę, a następnie nakładamy karę w wysokości 100 zł za każdą tonę przywiezionych nieczystości i 1000 zł za próbę przemycenia go na teren zakładu – tłumaczy.
Przyznaje, że w przypadku dużych dostaw zdarzają się odpady niebezpieczne lub takie, których zakład nie przyjmuje. Nie są one jednak świadomie przyjmowane przez PGO, a firmy, które je przywiozły są na temat upominane, a dostawy w miarę możliwości blokowane. Prezes PGO Promnik dodaje, że sprawdzi czy spośród szefostwa spółki miało miejsce zastraszanie pracowników.