Do groźnie wyglądającego pożaru doszło na kieleckim osiedlu Barwinek. Po godzinie 9.00 mieszkańcy wieżowca numer 24 poczuli gęsty, gryzący dym. Kilka minut później do drzwi zapukali strażacy, którzy nakazali natychmiastowe opuszczenie budynku.
Jak mówili świadkowie, ratownicy nie pozwolili na zabranie czegokolwiek z domu, ludzie wychodzili z domów tak jak stali.
Zdarzenie okazało się niegroźne, ale wszystko wyglądało bardzo poważnie. Nie płonęło żadne z mieszkań, paliła się pralka przechowywana w jednej z piwnic. Straty nie są duże, nikomu nic się nie stało. Pożar udało się ugasić w zarodku, jednak problemem było duże zadymienie. By pozbyć się toksycznych oparów, otwarto wszystkie okna i drzwi.
Jak powiedział młodszy brygadier Michał Jankowski z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 1 w Kielcach, dla bezpieczeństwa lokatorów konieczne było ewakuowanie kilkudziesięciu osób z dwóch klatek schodowych. Na pozostanie w domach zezwolono tylko dwóm osobom, które nie poruszały się samodzielnie. Zezwolono na to, ponieważ pożar okazał się niegroźny.
Mieszkańcy byli przejęci całą sytuacją. Jedna z lokatorek wybiegła z domu z wnuczką i dopiero po chwili zorientowała się, że w środku został pies. Pozwolono jej wrócić po zwierzę, ale wyłącznie w asyście ratowników.
Zdaniem strażaków pożar nie mógł wybuchnąć samoistnie. Możliwe, że było to podpalenie, ale sprawę będzie wyjaśniać policja.