Korona przegrała trzeci ligowy mecz z rzędu i jest jedyną drużyną PKO Ekstraklasy, która w tym roku nie zanotowała na swoim koncie zwycięstwa. W 25. kolejce kielczanie ulegli we Wrocławiu Śląskowi 1:2 (0:1). Gole dla gospodarzy strzelili: Przemysław Płacheta (44.) i Erik Expósito (84.), a dla gości Erik Pačinda (64.).
– Mimo niezłej drugiej połowy, kilku sytuacji i chęci zwycięstwa, podobnie jak z Lechią Gdańsk, ponownie nie zdobywamy nawet punktu. Żal mi zawodników, którzy teraz mocno to przeżywają w szatni. Jeżeli będziemy wierzyli, że możemy być coraz lepsi, możemy iść w górę, to te zwycięstwa przyjdą. W pierwszej połowie mecz był wyrównany, ale wpadła nieoczekiwanie bramka dla Śląska. W drugiej to my przeważaliśmy, zdobyliśmy gola, ale później padła bramka dla gospodarzy i było po wszystkim – ocenił trener „żółto–czerwonych” Mirosław Smyła.
– Po końcowym gwizdku odetchnęliśmy wszyscy, bo nie było łatwo. Wiedzieliśmy, że po derbach będzie to mentalnie ważny mecz. Chłopacy oddali dużo serca, ale też było dużo nerwów. Strzeliliśmy bramkę przed przerwą, ale było jasne, że Korona będzie walczyć. Początek drugiej połowy nie był tak dobry w naszym wykonaniu. Później po naszym błędzie straciliśmy bramkę, ale od tego momentu widziałem nową energię w drużynie. Było dużo chęci, aby zdobyć gola i się udało – stwierdził trener wrocławian Vítězslav Lavička.
– Musimy wierzyć w to, że to przełamanie w końcu przyjdzie. Wierzyć w to, że kiedy w końcu przyjdzie, to będzie punkt zwrotny w naszej walce o utrzymanie i dobra gra zostanie nagrodzona trzema punktami. Musimy być bardziej konsekwentni, bo tego nam tak naprawdę brakuje. Analizując naszą grę można powiedzieć, że zachowujemy się jak beniaminek, który płaci frycowe. Piłka to nie jest jazda figurowa na lodzie. Za wrażenia artystyczne nikt nam punktów nie przyzna – powiedział pomocnik Jakub Żubrowski.
W 26. kolejce PKO Ekstraklasy Korona Kielce zmierzy się w poniedziałek, 9 marca na „Suzuki Arenie” z ŁKS Łódź. Będzie to pojedynek dwóch ostatnich drużyn w tabeli.