Dlaczego nikt nie pomógł mężczyźnie, który przez kilka godzin leżał na podwórku? Na to pytanie szuka odpowiedzi rodzina z Młodzaw Dużych w powiecie pińczowskim. Jak pisze Echo Dnia, krewni zmarłego zarzucają pogotowiu, że na podstawie rozmowy telefonicznej uznało, że ich bliski nie żyje i odmówiło przyjazdu.
– Jeżeli z rozmowy jednoznacznie wynika, że jest to zgon, to zespół pogotowia nie wyjeżdża – informuje Marta Solnica, dyrektor Świętokrzyskiego Centrum Ratownictwa Medycznego i Transportu Sanitarnego.
Do opisywanego zdarzenia doszło 13 lutego po południu. Do redakcji gazety zadzwonił mężczyzna, który poinformował, że on i jego rodzina od trzech godzin czekają na to, by ktokolwiek zajął się ciałem szwagra. Okazało się, że mężczyzna wyszedł na podwórko i zajmował się pracami przy domu. Gdy jego matka wyszła na zewnątrz zobaczyła, że syn leży przed domem i się nie rusza.
W związku z tym, sąsiadka skontaktowała się z numerem alarmowym. Marta Solnica, dyrektor świętokrzyskiego pogotowia potwierdza, że dziś wpłynęło zgłoszenie z tej miejscowości. Wynikało z niego, że mężczyzna leży na schodach, jest zimny, siny, nie oddycha i nie daje oznak życia.
– Tak wyglądało pierwsze zgłoszenie do Centrum Powiadamiania Ratunkowego. Później CPR przekazał je do dyspozytora medycznego, który usłyszał od zgłaszającej to samo. Na podstawie tego wywiadu uznano, że jest to zgon i że należy wezwać lekarza z przychodni – powiedziała Marta Solnica.
Po pewnym czasie na miejsce przyjechał lekarz i stwierdził zgon.
W związku z tym, że do nieszczęścia doszło na podwórku, na miejsce skierowano także policję. Damian Stefaniec z Komendy Powiatowej Policji w Pińczowie informuje, że zgłoszenie wpłynęło przed południem. Wynikało z niego, że w Młodzawach Dużych zmarł 65-letni mężczyzna.
– Na miejscu nie pojawiło się pogotowie ratunkowe, którego dyspozytor odmówił skierowania ratowników z uwagi na brak bezpośredniego zagrożenia życia i zdrowia mężczyzny, który już nie żył – powiedział.
Policjanci pojechali na miejsce. Ustalili, że do śmierci denata nikt się nie przyczynił. Kartę zgonu sporządził lekarz rodzinny. Policjanci nie sprawdzają, czy pogotowie prawidłowo wykonało pracę.