Kara dożywotniego pozbawienia wolności grozi Łukaszowi K. Mężczyzna jest oskarżony o zabójstwo 28-letniego Radosława, mieszkańca Skarżyska-Kamiennej. Pomimo iż ciała denata dotychczas nie odnaleziono, prokuratura nie ma złudzeń, że to oskarżony jest odpowiedzialny za śmierć kolegi.
Zaginięcie Radosława zgłoszono w kwietniu 2017 roku. Śledczy stwierdzili, że został zamordowany przez Łukasza K. W zdarzeniu miał brać udział także drugi oskarżony – Miłosz M., któremu przedstawiono zarzut udziału w pobiciu ze skutkiem śmiertelnym, nieudzielenie pomocy pokrzywdzonemu i utrudnianie postępowania karnego.
Na dzisiejszej rozprawie zeznawał kolega zaginionego Radosława. Wspominał, że ostatni raz widział znajomego na imprezie, w dniu zaginięcia. Radosław w pewnym momencie opuścił spotkanie. Jak tłumaczył, chciał naładować telefon w domu i coś zjeść. Planował wrócić do kolegów, jednak do tego nie doszło.
– Po tygodniu dowiedziałem się od taty Radka, że nie wrócił do domu. Wtedy postanowiliśmy go szukać – relacjonował w sądzie.
Jak wynika z wyjaśnień oskarżonych, 16 kwietnia 2017 mężczyźni spotkali się w Parszowie, gdzie brali środek pobudzający – mefedron. Łukasz K. w trakcie rozmowy przypomniał sobie, że jego znajomy Radosław P. jakiś czas temu założył mu w telefonie podsłuch. Mężczyzna postanowił się z nim rozmówić, dlatego pojechali po niego do Skarżyska i przywieźli do garażu. Tam rozpoczęła się rozmowa na temat rzekomego podsłuchu.
Z relacji Miłosza M. wynika, że Radosław wpadł w szał, biegał po garażu i uderzał głową w ścianę oraz szafki. Twierdził, że chciał go przytrzymać i razem upadli. Wtedy z łopatą przyszedł drugi oskarżony i uderzył Radka kilka razy w nogi metalową częścią. Po chwili Łukasz K. miał wziąć z szafki stary, roboczy nóż z około 10-centymetrowym ostrzem i dźgnąć ofiarę kilkukrotnie w udo.
Pokrzywdzony krwawił. Nie pozwolił jednak zabezpieczyć rany, w związku z czym mężczyźni postanowili zawieźć go w okolice szpitala, aby tam zajęli się nim lekarze. Po drodze Radek miał uciec z tzw. „paki”.
Łukaszowi K. grozi kara dożywotniego pozbawienia wolności, a Miłoszowi M. kara do 5 lat więzienia.