Do pożaru w fabryce zniczy przy ulicy Ściegiennego w Kielcach doszło w wyniku zaniedbań kierownictwa zakładu. Takie są ustalenia prokuratury, która zakończyła śledztwo w sprawie zdarzenia z sierpnia ubiegłego roku. Wówczas w pożarze hali zginęła jedna osoba, a dwie zostały ranne. Straty szacowane były na 4 mln zł.
Daniel Prokopowicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Kielcach wyjaśnia, że w sprawie zgromadzono dowody, czyli m.in. zeznania świadków i opinie biegłych.
– Dzięki temu ustalono, że w zakładzie doszło do zaniedbań w zakresie BHP i utrzymania sprawności pracy automatycznej lakierni. Tym samym nie dało się na niej bezpiecznie wykonywać działań produkcyjnych, do których była przeznaczona. W wyniku tego doszło do pożaru hali – wyjaśnia rzecznik.
W związku z tym prokurator przedstawił zarzuty trzem osobom, czyli prezesowi zarządu spółki, kierownikowi produkcji i brygadziście. Stanisław K. będzie odpowiadał za to, że jako pracodawca poprzez świadome zaniedbania związane z pracą automatycznej lakierni, nie dopełnił ciążących na nich obowiązków. W efekcie tego doszło do pożaru, w którym zginęła jedna osoba, a dwie zostały lekko ranne. Monika P. i Justyna P. usłyszały zarzuty związane z tym, że jako osoby odpowiedziane za BHP, dopuściły do uruchomienia i obsługi niesprawnego urządzenia.
Podejrzani nie przyznali się do popełnienia zarzucanych im czynów. Prokurator zastosował wobec nich wolnościowe środki zapobiegawcze. Na poczet przyszłych kar zabezpieczono mienie o wartości ponad 900 tys. zł. Skierowano w tej sprawie akt oskarżenia do Sądu Okręgowego w Kielcach.
Stanisławowi K. grozi kara 12 lat pozbawienia wolności, a w przypadku Monika P. i Justyny P. do 5 lat więzienia.