Sześćdziesiąt osiem dni czekali kibice Korony na ligowe zwycięstwo. Sto pięćdziesiąt siedem dni potrzebowali „żółto–czerwoni” żeby znów wygrać na „Suzuki Arenie”. W 10. kolejce PKO Ekstraklasy kielczanie wygrali ze Śląskiem Wrocław 1:0, ale wciąż znajdują się w strefie spadkowej.
– Zdobyliśmy trochę czasu na spokojną pracę. To były szalone i ultra nerwowe dni. W wielu momentach atmosfera przekładała się na to, co działo się na boisku. Udało się jednak zdobyć ten pierwszy przyczółek. Chciałbym podziękować kibicom. Widzę nić porozumienia między publicznością i piłkarzami. Jest to miłe, bo jedni walczą, drudzy kibicują. Bardzo to cieszy – powiedział trener Mirosław Smyła.
Dla 50–letniego szkoleniowca był to trzeci mecz na ławce trenerskiej Korony i pierwsze zwycięstwo w ekstraklasie. W pierwszym spotkaniu kielecki zespół przegrał w Gdańsku z Lechią 0:2, w drugim uległ przed własną publicznością w Pucharze Polski Zagłębiu Lubin 0:1.
– Trudno, żeby zwycięstwo na tym poziomie nie smakowało. Pięćdziesiąt lat minęło i mam pierwszą wygraną w ekstraklasie. Bardzo słodko, ale czuję na sobie również odpowiedzialność. Trener ma to do siebie, że szybko przestaje się cieszyć, bo myśli o treningach i kolejnych meczach. Zawodnicy muszą z siebie zrzucić ten pręgierz przeszłości, ale w przyszłym tygodniu bierzemy się ostro do pracy – stwierdził Mirosław Smyła.
W 11. kolejce PKO Ekstraklasy Korona Kielce zmierzy się na wyjeździe z ŁKS Łódź. Konfrontacja z ostatnim zespołem rozgrywek będzie miała duże znaczenie dla układu dolnej części tabeli.