Kilkuset pracowników firmy MAN Bus w Starachowicach protestowało przeciw – ich zdaniem – złemu zarządzaniu przedsiębiorstwem i pogarszającym się warunkom pracy.
Jak mówi Jan Seweryn, przewodniczący NSZZ Solidarność, od kilku miesięcy plany produkcyjne są bardzo ambitne. W założeniu, dziennie ma schodzić z taśmy 14 w pełni gotowych autobusów, jednak ten plan nie jest wykonywany. Zarząd przedsiębiorstwa winą obarcza pracowników, podczas gdy oni sami, przyczyn pogarszającej się kondycji firmy upatrują w złym zarządzaniu spółką.
Duże niezadowolenie budzi obniżanie lub zabieranie premii. Każdy pracownik może otrzymać 6 procent wynagrodzenia podstawowego za produktywność i drugie 6 za jakość. Te stawki są co miesiąc znacznie obniżane. Kolejne dodatki, to premia koncernowa i dobrowolny dodatek od firmy, który miał być wypłacany bez względu na przyjęcie przez załogę elastycznego czasu pracy. Teraz zarząd chce zabrać te pieniądze.
Zdaniem Jana Seweryna, związki zawodowe przejawiają dobrą wolę wobec zakładu, zgodziły się na zwiększenie liczby godzin nadliczbowych, ze 150 do 260 oraz na pracę w niedzielę. Tymczasem, władze firmy chciałyby podnieść tę wartość do 384, a to w opinii związkowców nie zmieni wyników produktywności. Dodatkowo pracownicy są straszeni zwolnieniami około 500 osób.
Pracownicy protestujący przed zakładem mówili o tym, ze odpowiedzialność za niewykonane zlecenia przekłada się na nich, podczas gdy winne jest złe zarządzanie spółką. W ostatnim czasie starachowicki MAN przeszedł szereg zmian kadrowych, jednak widocznych zmian w produkcji nie ma.
Jak mówi Jak Seweryn, związki nie planują strajku, jednak mają świadomość, że to również jest sposób na obronę praw pracowniczych.