„Trzeba wybaczać, tak jak Jezus wybaczył swoim oprawcom” – twierdzą rodzice zmarłej Anny. Ich córka, w maju 2014 roku w Starachowicach została zamordowana przez męża Kamila. Początkowo śledczy uznali, że było to samobójstwo. Wszystko zmieniło się po tym, gdy sprawą zajęli się funkcjonariusze z Kielc.
Pani Maria, mama zmarłej Anny, ostatni raz widziała córkę dzień przed śmiercią.
– Siedziałyśmy we dwie u niej w domu. Zrobiła mi kawę, do tego naszykowała słodycze. Była bardzo miła atmosfera. Córka przebrała się w piżamę i położyła na łóżku, a ja siedziałam obok niej. W pewnym momencie zadzwonił zięć i padały różne, nieprzyjemne słowa. Powiedziała do niego „Dlaczego mnie wyzywasz? Uspokój się. Jest u mnie mama”. Doradziłam jej, aby się rozłączyła i nie denerwowała tą sytuacją – wspomina pani Maria.
W pewnym momencie zauważyła, że Anna zrobiła się smutna.
– Zapytałam, czy dobrze się czuje. Spojrzałam w jej oczy. Były inne niż zwykle. Zaproponowałam, aby poszła do nas spać, ale odmówiła. Chciała zostać u siebie – dodaje mama Anny. – Po śmierci córki spojrzałam na zdjęcie Jezusa Miłosiernego. Wtedy zrozumiałam, że tuż przed śmiercią, oczy Ani były identyczne, jak te na obrazku. Gdy ktoś jest z dala od Boga tego nie zrozumie i powie, że ze mną jest coś nie tak, ale ja to widziałam. To był znak. Dzień później moja córka została zamordowana – mówi pani Maria.
Małżeństwo T. od pewnego czasu nie mieszkało razem. Mieli problemy rodzinne, a w domu często dochodziło do kłótni. Podczas przesłuchania, oskarżony Kamil T. powiedział, że w dniu zabójstwa Anna zadzwoniła do niego i poprosiła, aby przyszedł do ich mieszkania. Miała stwierdzić, że już go nie kocha i skierować w jego stronę wyzwiska.
– Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Mój wzrok padł na leżący na stole sznurek. Wziąłem go i zacząłem dusić żonę. Kiedy upadła nadal ją dusiłem. Potem przeciągnąłem jej ciało do łazienki – powiedział podczas pierwszego przesłuchania. Mężczyzna następnego dnia chciał odebrać sobie życie. Zadzwonił do ojca, aby się z nim pożegnać i powiedział, że jego żona popełniła samobójstwo.
Na miejsce zbrodni zostali wezwani funkcjonariusze oraz pogotowie. W mieszkaniu znalazł się także ojciec oskarżonego, emerytowany policjant. Po pewnym czasie sprawę umorzono, uznając że kobieta targnęła się na swoje życie. To czy nie doszło wtedy do zaniedbań śledczych, sprawdza prokuratura w Radomiu.
Wersji Kamila T. nie dali wiary policjanci z Kielc, którzy po przeanalizowaniu sprawy, w grudniu 2016 roku przebadali Kamila T. wykrywaczem kłamstw. To utwierdziło ich w przekonaniu, że to on pozbawił życia swoją żonę. Po pewnym czasie, przyznał się do winy.
– Kiedy się o tym dowiedziałem, ucieszyłem się, że Bóg wysłuchał moich modlitw i pozwolił ma to, aby prawda o śmierci mojej córki wyszła na jaw. Nie mieliśmy wcześniej pieniędzy na adwokatów, a Bóg dał nam ludzi, którzy się tą sprawą zajęli – mówi pan Aleksander, ojciec Anny. Po kilkumiesięcznym śledztwie do Sądu Okręgowego w Kielcach trafił akt oskarżenia, w którym Kamil T. został oskarżony m. in. o zabicie żony.
W trakcie procesu, rodzice zmarłej Anny mówili, że wybaczyli zięciowi zabicie ich dziecka. Jak twierdzą, to zasługa ich wiary i pomocy Kościoła.
– Każdego dnia prosiłam, aby Bóg przemienił moje serce i abym nie żyła nienawiścią. Błagałam, żeby dał mi siłę na to, by przetrwać ten straszny czas po stracie córki. To nie oznacza, że akceptuję to, co zrobił zięć, ale przebaczenie pozwala mi żyć ze spokojem w sercu. Nie ma we mnie nienawiści i złości – zapewnia pani Maria.
Podobnego zdania jest pan Aleksander. – Nie spodziewałbym się, że przebaczę Kamilowi, że odebrał mi dziecko. Córka przez 30 lat była z nami. Była bardzo kochana, miała dobre serce. Zawsze pomagała mi, gdy ją o coś poprosiłem. Po tym wszystkim staram się iść z Panem Bogiem i upodabniać do niego – dodaje ojciec zmarłej Anny.
W marcu 2018 roku, nieprawomocnym wyrokiem, Kamil T. został skazany na 25 lat więzienia. Po tym, jak sprawa trafiła do sądu II instancji, kara została obniżona o 10 lat. Ojciec zmarłej Anny napisał w tej sprawie pismo do Prokuratora Krajowego Zbigniewa Ziobro.
– Chcę, żeby się przyjrzał temu wyrokowi. Ja przyjąłem ten pierwszy, skazujący zięcia na 25 lat pozbawienia wolności. Uważam, że był on trafny, ponieważ trzeba mieć na uwadze, że Kamil odebrał życie człowiekowi. I to w tak brutalny sposób. Będę cierpliwy, będę się modlił i służył Bogu przy ołtarzu. Wiadomo, że czeka go jeszcze sąd ostateczny – dodaje pan Aleksander.