Piłkarze ręczni PGE Vive przegrali z węgierskim Telekomem Veszprem 30:33 (13:13) w półfinale Ligi Mistrzów w Kolonii. W niedzielę kielczanie zagrają o trzecie miejsce z hiszpańską Barceloną, która w drugim półfinale okazała się słabsza od Vardaru Skopje 27:29 (19:6).
– Mieliśmy dwa przestoje w tym meczu. Myślę, że o wyniku zdecydował szczególnie ten w drugiej połowie, kiedy rywale trzy czy cztery razy rzucali na pustą bramkę. Uciekli nam na cztery bramki, a to było na kilkanaście minut do końca meczu i ciężko nam było się z tej sytuacji wydostać. Walczyliśmy, rozegraliśmy nie najgorsze spotkanie. Wcale nie musieliśmy go przegrać – powiedział skrzydłowy PGE Vive, Arkadiusz Moryto.
– Bardzo chcieliśmy wygrać, ale niestety nie udało się. O wyniku meczu zadecydowało to, co stało się po czerwonej kartce dla Blaza Blagotinseka. Straciliśmy cztery bramki z rzędu i nie udało się nam odrobić strat. Teraz musimy się podnieść, żeby w pełni zmobilizowanym przystąpić do niedzielnego meczu o trzecie miejsce – podkreślił obrotowy PGE Vive, Julen Aginagalde.
– Daliśmy z siebie wszystko. Chciałbym podziękować kieleckim kibicom, którzy świetnie nas dopingowali. Cały czas czuliśmy ich wsparcie. Niestety nie udało się nam awansować do finału. Mam nadzieję, że jutro kibice znowu nam pomogą, a my zajmiemy trzecie miejsce w turnieju – zaznaczył skrzydłowy PGE Vive, Blaz Janc.
– Rywale zagrali bardzo dobry mecz, my nie zaczęliśmy tak, jak chcieliśmy. Potem wyrównaliśmy i złapaliśmy rytm. W drugiej połowie graliśmy dużo lepiej w ataku, ale mieliśmy problemy w defensywie. Generalnie, gdy nie wykorzystujesz stuprocentowych sytuacji w spotkaniu z taką drużyną, to bardzo trudno jest wygrać – wyznał rozgrywający PGE Vive, Alex Dujszebajew.