Burmistrz Sandomierza wprowadził w błąd miejskich radnych, twierdząc, że za przynależność sandomierskich gruntów inwestycyjnych do Specjalnej Strefy Ekonomicznej „Starachowice”, miasto musiałaby płacić rocznie ponad 400 tysięcy złotych – komentuje prezes strefy Marcin Perz.
Decyzję o wycofaniu się ze starań o przystąpienie do strefy, Rada Miasta podjęła na wczorajszej sesji. Przeciwko takiemu krokowi zaprotestowali radni PiS.
Jak podkreśla prezes SSE, za obszar który mógł zostać włączony do strefy, samorząd musiałby płacić maksymalnie 10 tysięcy złotych na kwartał, czyli maksymalnie 40 tysięcy złotych rocznie, a nie 400, jak mówił burmistrz Marcin Marzec.
– Dla Specjalnej Strefy Ekonomicznej Starachowice, partnerami we wsparciu inwestycji są przedsiębiorcy z gminy Sandomierz. Dlatego też apeluję do wszystkich przedsiębiorców, którzy planują swoje inwestycje o kontakt ze strefą. Każdy z nich może liczyć na 12-letnie zwolnienie podatkowe. Gdyby obszar był w strefie ten okres wyniósłby 15 lat – dodaje prezes Specjalnej Strefy Ekonomicznej.
Jak przyznaje Marcin Perz, procedury dotyczące terenu w Sandomierzu są skomplikowane i długie. Wyjaśnia, że dzieje się tak, ponieważ to teren należący do samorządu. Przyłączenie gruntów prywatnych zajmuje nie więcej niż 30 dni.
– Należy też pamiętać o tym, że tereny które były zgłoszone do włączenia w obszar SSE „Starachowice” są zakwalifikowane jako tereny zalewowe. To było główną przeszkodą w procedowaniu dotyczącym ponad 20 hektarów gruntu w Sandomierzu – dodaje prezes.
Marcin Perz, w rozmowie z Radiem Kielce podkreśla, że z sandomierskiego ratusza dopiero w środowe popołudnie do „strefy” wpłynęło zapytanie o wysokość odpłatności za włączenie terenów inwestycyjnych do SSE „Starachowice”.