W ekstraklasie Damian Kostrzewa zdobył ponad 1100 bramek, ma w dorobku 15 meczów w reprezentacji Polski, ale w wieku 30 lat postanowił spróbować szczęścia w… MMA. – Za siedem miesięcy chciałbym stoczyć pierwszą walkę – powiedział Damian Kostrzewa.
– Piłka ręczna była numerem jeden, ale sporty walki zawsze mnie pasjonowały. Chodziłem na gale, ale interesowałem się MMA nie tylko od strony teoretycznej. Niektórzy lubią grać w koszykówkę czy w tenisa, a ja w wolnych chwilach chodziłem na salę i boksowałem. Nie tylko sam chętnie ćwiczyłem, ale podpatrywałem także innych trenujących zawodników. Moim marzeniem był udział w takich walkach. Skończyłem 30 lat i postanowiłem spróbować szczęścia w nowej dyscyplinie. To był chyba ostatni dzwonek, bo za rok czy dwa mogłoby być za późno – mówi były piłkarz ręczny Wybrzeża Gdańsk, PGE VIVE Kielce i MMTS Kwidzyn.
W podjęciu tej decyzji pomogli mu też działacze. Kostrzewa chciał zakończyć karierę w Gdańsku, skąd pochodzi, ale nie doszedł z Wybrzeżem do porozumienia w sprawie warunków finansowych nowej umowy.
– Przed operacją kolana prezes klubu zagwarantował mi przedłużenie kontraktu, ale pół roku później złożył mi zupełnie inną, gorszą propozycję, na którą nie mogłem przystać. Doszło do małego zgrzytu, jednak podaliśmy sobie ręce i rozstaliśmy się w zgodzie. Dogadałem się później z SPR PWZS Tarnów, ale beniaminek nie dostał licencji na grę w Superlidze. Jestem przekonany, że nie miałbym problemu ze znalezieniem klubu, ale nie chciałem już schodzić poniżej pewnego poziomu – wskazał.
30-letni skrzydłowy zapowiadał się na niezłego zawodnika. W 2007 roku uczestniczył w Bahrajnie w mistrzostwach świata do lat 19, rok później zagrał w mistrzostwach Europy do lat 20 i zadebiutował w prowadzonej przez trenera Bogdana Wentę reprezentacji Polski seniorów. W 2013 roku w barwach Stali Mielec został z dorobkiem 208 trafień królem strzelców ekstraklasy.
– W lidze zdobyłem ponad 1100 bramek, czyli średnio pięć na spotkanie, a w reprezentacji Polski rozegrałem 15 meczów. Do kadry powoływał mnie też trener Michael Biegler, ale moją karierę zastopowały kontuzje. Trzy razy miałem operowaną prawą nogę. Byłem młody i zbyt narwany, nie słuchałem swojego organizmu, za szybko wracałem na boisko i nabawiałem się kolejnego urazu – przyznał.
Wychowanek SMS Gdańsk zapewnił, że nie zdecydował się na przejście MMA ze względu na pieniądze.
– Kasa nie była dla mnie żadną motywacją. Jeśli będę wygrywał, pieniądze same przyjdą, ale na razie mam za co żyć. Dla mnie najważniejsze jest to, że mogę spełnić swoje marzenia – podkreślił.
Były zawodnik PGE VIVE Kielce i MMTS Kwidzyn z pokorą podchodzi do swoich początków w MMA.
– Nie zakładam, że będę mistrzem świata, bo to byłaby głupota z mojej strony. I nie twierdzę też, że jestem zawodnikiem MMA, bo dopiero zaczynam swoją przygodę. Po pierwszej walce, którą planuję odbyć za siedem miesięcy, będę mógł ocenić, czy to była dobra decyzja. Nie boję się, bo jeśli ktoś wchodzi do wody nie zakłada, że się utopi. Strach mógłby mnie sparaliżować przed wejściem do klatki. Zresztą miałem już okazję sparować z kilkoma zawodnikami z pewnym doświadczeniem w sportach walki i nie było między nami wielkiej różnicy – ocenił.
Decyzja zawodnika o przejściu do MMA nie spotkała się jednak aprobatą jego rodziców.
– Mama chyba płacze do tej pory. Tata trenował co prawda sporty walki, ale także był przeciwny mojej karierze w MMA. Rodzice mnie jednak kochają i szanują moją decyzję. Zawsze chodzili na moje mecze i teraz też będą ze mną na dobre i na złe – zapewnił.
Entuzjastycznie do tego pomysłu odnieśli się natomiast jego koledzy z boiska.
– Od razu stwierdzili, że jestem odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu. Kiedy grałem w Kwidzynie wiele razy sparowaliśmy w rękawicach bokserskich z Michałem Daszkiem i Maciejem Pieńczewskim. Chłopcy pytali mnie, kiedy pierwsza walka i co z biletami. Ja także o nich nie zapomnę, bo piłkę ręczną, którą trenowałem przez 20 lat, zawsze będę miał w sercu. Na pewno regularnie będę pojawiał się na meczach Wybrzeża – dodał.
Kostrzewa został zawodnikiem grupy Brzostek Top Team i ćwiczy pod okiem trenera Macieja Brzostka.
– Na początku byłem sceptycznie nastawiony do pomysłu Damiana, ale przekonał mnie swoim entuzjazmem i charakterem. Miał już pewne podstawy, jest sprawny fizycznie i dysponuje potężnym uderzeniem z prawej ręki, ale czeka go też sporo pracy od podstaw. Musi też pamiętać, że podstawowa różnica jest taka, że jeśli popełni się błąd w piłce ręcznej, jego drużyna straci bramkę, natomiast jeśli popełni błąd w MMA, „dostanie w głowę” – skomentował Brzostek.