Środowe rozmowy protestujących kierowców z zarządem firmy nie przyniosły porozumienia. Przedstawiciele załogi usłyszeli propozycje podwyżek ze strony zarządu spółki, ale nie pokrywają się z ich oczekiwaniami. Od środy, autobusy miejskie w Starachowicach kursują według sobotnich rozkładów, co oznacza, że kursów jest znacznie mniej.
Pracownicy żądają podwyżki. Chcą zarabiać w pensji podstawowej 3,5 tys. złotych brutto. Tymczasem zarząd firmy oferuje im zarobki o tysiąc złotych mniejsze.
Wiceprezydent Starachowic Jerzy Miśkiewicz zaznaczył, że spełnienie oczekiwań kierowców jest niemożliwe przy obecnym stanie finansowym spółki. Jednorazowa wypłata takiego wynagrodzenia już spowodowałaby zapaść firmy, a związki żądają wzrostu pensji na stałe.
Prezes MZK Marek Staniak poinformował, że od czwartku prowadzone będą rozmowy indywidualne z każdym kierowcą. Każdy z nich ma zdecydować, czy przyjąć ofertę dyrekcji. Zarząd zaproponował podzielenie załogi na trzy grupy z różną wysokością uposażenia podstawowego. Do tego miałyby dochodzić dziesięcioprocentowe premie i dodatkowe wypłaty za nocną i niedzielną pracę. To rozwiązanie nie zadowala jednak związkowców. Negocjacje w sprawie płac będą kontynuowane.
Pasażerowie podkreślają, że protest kierowców przeszkadza im w codziennym funkcjonowaniu, jednak popierają ich postulaty. Zwracają uwagę, że mają problemy z terminowym dojazdem do pracy, ale jednocześnie popierają postulaty kierowców, którzy zarabiają za mało.
Obecne pensje w MZK kształtują się w przedziale od 2250 do 2550 złotych podstawowej pensji brutto. Od 1 października Miejski Zakład Komunikacyjny ma zostać połączony w jedną spółkę z Zakładem Energetyki Cieplnej. Te zmiany spowodowały, że kierowcy zażądali na nowo ustalenia wynagrodzenia.