PGE Vive pokonało w pierwszym pojedynku finału PGNiG Superligi Orlen Wisłę Płock 33:28 (15:11). Spotkanie rozegrano w Orlen Arenie. Najwięcej bramek dla Vive zdobyli: Michał Jurecki – 7 i Blaż Janc – 5. Z kolei w Wiśle najskuteczniejsi byli: Igor Żabic – 6 trafień i Valentin Ghionea – 5. Wielki rewanż, po którym poznamy mistrza Polski, odbędzie się w niedzielę w Hali Legionów.
Lepiej spotkanie rozpoczęli płocczanie, którzy po 3 minutach prowadzili już 2:0. W 7 minucie dzięki doskonałej akcji Michała Jureckiego goście doprowadzili do remisu 3:3. W 11 minucie dobrze grający na początku w ataku zawodnicy Wisły znów mogli wyjść na 2-bramkowe prowadzenie – kielczanie popełnili błąd kroków, bardzo dobrą okazję po kontrze miał Duarte, ale jego rzut doskonale na poprzeczkę sparował Sławomir Szmal. Niestety w kolejnej akcji kielczanie znów popełnili błąd i Płock prowadził już 6:4. Podopieczni Tałanta Dujszebajewa wyglądali na bardzo zagubionych w ataku, popełniali mnóstwo błędów i w 14 minucie przegrywali już 4:7.
Kielczanie szybko zaczęli się rehabilitować i zmniejszyli stratę (7:6 dla Wisły) w 16 minucie, a chwilę później, po bramce Jurkiewicza mieliśmy remis (7:7). W 17 minucie PGE Vive pierwszy raz w tym spotkaniu wyszło na prowadzenie po kolejnej bramce popularnego „Kaczki”. W 19 minucie ta przewaga wzrosła do dwóch bramek (9:7). Później dwie doskonałe interwencje zaliczył Marcin Wichary, ale coraz więcej błędów w ataku zaczęli popełniać jego koledzy, przez co Wisła nie była w stanie dogonić aktualnych mistrzów Polski. W 24 minucie po trafieniach Lijewskiego i Jachlewskiego kielczanie prowadzili już 12:8. Już po syrenie kończącej pierwszą część gry do rzutu wolnego podszedł Michał Jurecki, który pięknym rzutem z podłoża pokonał mur i bramkarza Orlen Wisły. Do przerwy kielczanie prowadzili 15:11.
Początek drugiej połowy to dobra gra z obydwu stron z lekką przewagą kielczan. W 38 minucie PGE Vive prowadziło już 21:16. Później jednak dobra dyspozycja bramkarza Wisły i błędy w ataku gości doprowadziły do tego, że ta przewaga zmalała do 3 trafień (21:18 dla Vive). Warto dodać, że w ciągu pierwszych 11 minut drugiej części gry, dwa razy na 2 minuty na ławkę kar powędrowali podopieczni Tałanta Dujszebajewa (Kus i Strlek).
W 47 fatalny błąd popełnili sędziowie, którzy nie odgwizdali faulu na Bombacu, gospodarze przeprowadzili skuteczną kontrę i zmniejszyli straty do 2 bramek (24:22 dla Vive), a na parkiecie zawrzało, ponieważ goście nie mogli pogodzić się z decyzją arbitra. Chwilę później sędzia podyktował rzut karny dla „żółto – biało – niebieskich”, ale w starciu Bielecki – Morawski lepszy okazał się bramkarz Wisły. W kolejnej akcji Ghionea pokonał Ivicia i mieliśmy już tylko bramkę przewagi (24:23 dla Vive).
W 51 minucie Alex Dujszebajew faulował w ataku. Hiszpański zawodnik został także na 2 minuty odesłany na ławkę kar za dyskusję z sędziami. Doskonałej okazji na wyrównanie nie wykorzystał jednak Duarte. To pocięło skrzydła gospodarzom, którzy zaczęli się śpieszyć w ataku, przez co popełniali coraz więcej błędów. To skrzętnie wykorzystywali kielczanie, którzy w 54 minucie prowadzili już 28:25. Prowadzenia nie oddali już do samego końca, ostatecznie wygrywając pierwszy finałowy mecz 33:28.
Pierwszy mecz finałowy: Orlen Wisła Płock – PGE VIVE Kielce 28:33 (11:15)
Orlen Wisła Płock: Marcin Wichary, Adam Morawski – Michał Daszek 2, Gilberto Duarte 4, Przemysław Krajewski 3, Dan Racotea 1, Valentin Ghionea 5, Mateusz Piechowski, Sime Ivic 1, Marko Tarabochia 2, Igor Żabic 6, Lovro Mihic 2, Jose de Toledo 2.
PGE VIVE Kielce: Sławomir Szmal, Filip Ivic – Michał Jurecki 7, Alex Dujshebaev 2, Mateusz Kus, Julen Aguinagalde 4, Karol Bielecki 2, Mateusz Jachlewski 4, Manuel Strlek 3, Blaż Janc 5, Krzysztof Lijewski 2, Mariusz Jurkiewicz 1, Uros Zorman 1, Marko Mamic, Dean Bombac 2.
Kary: Orlen Wisła – 4, VIVE – 12 minut. Widzów: około 4500. Sędziowie: Jakub Jerlecki i Michał Łabuń ze Szczecina.
Pomeczowe komentarze:
– Zagraliśmy falami. Początek należał do nas. Później za szybko chcieliśmy zdobywać gole i to się zemściło. Jednak do Kielc jedziemy, żeby jeszcze powalczyć – podsumował skrzydłowy Nafciarzy Przemysław Krajewski.
– Chyba pan oszalał?! – tak zareagował na pytanie dziennikarza o to czy jego zespól otwierał już w szatni szampana rozgrywający Żółto-biało-niebieskich Krzysztof Lijewski. – Oni na pewno coś jeszcze wymyślą. To już ostatni mecz sezonu. Rywale nie mają już nic do stracenia. W drugim starciu czeka nas prawdziwa walka – ocenił popularny „Lijek”.
Drugie, decydujące spotkanie w Hali Legionów w niedzielę o 16.00. Zwycięzca dwumeczu zostanie mistrzem Polski w sezonie 2017/2018.