W Sądzie Rejonowym w Kielcach trwa proces Zbigniewa K., byłego pracownika świętokrzyskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. Jest on oskarżony o korupcję. Jak ustalili śledczy, miał między innymi przyjąć ponad 145 tysięcy złotych od znajomej lekarki i jej siostry – farmaceutki. W zamian nie kontrolował zarządzanych przez nie aptek i gabinetu dentystycznego w Bilczy, Imielnie i Mniowie.
Dziś przed sądem Zbigniew K. uzupełnił swoje wyjaśnienia. Na początku odniósł się do pytania, które prokurator zadał mu na początku procesu. Związane było z tym, dlaczego oskarżony nie zareagował na to, że w aptece w Imielnie nastąpił wzrost refundacji o ponad 100%. – Odpowiedziałem wtedy, że jeżeli nie zareagowałem, to o tym nie wiedziałem. Miałem rację, ponieważ w trakcie procesu okazało się, że dwa dni przed przesłuchaniem naczelnika z NFZ, na potrzeby prokuratury, sporządził on tabelę z miesięcznymi refundacjami punktu aptecznego w Imielnie. Miał do niej dostęp jedynie prokurator i naczelnik – wyjaśnił oskarżony.
Sąd dopytywał także o to, skąd w okresie objętym zarzutem na koncie oskarżonego znalazło się łącznie ponad 180 tysięcy złotych oraz dlaczego na rachunkach widnieją częste „wpłaty własne” opiewające na kwoty od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. Zbigniew K. tłumaczył, że często po pensji wypłacał całą sumę, przez pewien czas z niej korzystał, a pozostałą kwotę wpłacał ponownie na konto. Ponadto, w tym czasie na rachunku miały wg jego tłumaczenia znaleźć się pieniądze pochodzące z kredytów i z prezentów, które otrzymał z okazji ślubu.
Zbigniew K. został zatrzymany w 2015 roku. Według prokuratury z łapówek, które dostawał, uczynił sobie stałe źródło dochodu. Śledczy ustalili, że dział Zbigniewa K. rzeczywiście nie kontrolował aptek należących do jego znajomej i jej siostry, choć według zaleceń ministra zdrowia każda apteka powinna być skontrolowana raz na pięć lat.