Piłkarze ręczni PGE VIVE Kielce przegrali na wyjeździe z węgierskim Telekomem Veszprem 26:31 (15:15) w meczu 10. kolejki Ligi Mistrzów. To ich piąta porażka w tych rozgrywkach. Kielecka drużyna nadal zajmuje piątą pozycję w tabeli grupy B.
PO MECZU POWIEDZIELI:
Tomasz Strząbała: – Zagraliśmy bardzo dobry mecz, ale nie na tyle, by wracać z punktami do domu. W pierwszej połowie funkcjonowało wszystko, poza bramką. Wpadły piłki, które nie powinny wpaść, gdyby bramkarz nam trochę pomógł, to może moglibyśmy nieco lepiej wyglądać po pierwszej połowie. W drugiej jednak bramkarz się dołączył i pomógł nam bardzo dużo. Ogólnie, pierwsza partia to jeden z najlepszych meczów, jakie graliśmy w Veszprem do tej pory. Katem dla nas w drugiej połowie był Nilsson. Gdy Filip Ivić bardzo dobrze bronił rzuty z drugiej linii, to przeciwnicy dogrywali do niego piłki, a on był bardzo skuteczny z koła, może z raz się pomylił. W drugiej połowie rywale wystawili mocniejszą obronę, z którą trudniej było nam sobie poradzić. Nie można być nigdy zadowolonym, przegrywając, przyjeżdżaliśmy z nastawieniem, by wygrać, choć wiedzieliśmy, że będzie ciężko. Przegraliśmy ważny mecz, który dawał nam szansę gry o drugie miejsce, ale patrzmy też na pozytywy. Wielu zawodników pokazało się dziś z dobrej strony, np. Michał Jurecki, który wraca do dobrej formy czy Filip Ivić w drugiej połowie. A zespół Veszprem był po prostu lepszy od nas.
Mariusz Jurkiewicz: – Mecz wyglądał całkiem dobrze, cały czas trzymaliśmy się wyniku. W drugiej połowie zadecydowała trochę skuteczność i kilka niefartownych sytuacji, gdzie po bloku czy dobrych obronach bramkarza piłka wracała bezpośrednio do rąk rywali i nawet nie mieliśmy czasu na jaką reakcję. Stąd, gdy Veszprem wyrobiło sobie dwu-, trzybramkową przewagę, to potrafiło ją kontrolować i pomimo starań nie udało nam się odrobić strat. Widać było, że rywale chętnie grali z kołowym, Nilssonem, mieli trochę szczęśliwych akcji, w których piłka sama szczęśliwie wpadała mu do ręki, a on to wykorzystywał. Michał Jurecki był dzisiaj bardzo skuteczny i to nas cieszy, tym bardziej szkoda, że nie potrafiliśmy przechylić szali zwycięstwa na naszą stronę. Nikt się nie cieszy z tego, że ponieśliśmy porażkę, ale wiemy, że sporo meczów jeszcze przed nami i mam nadzieję, że wyciągniemy wnioski. Zatrzymamy to, co dobre, a to, co nam nie wychodzi, zdołamy poprawić. Czujemy, że naprawdę nie wyglądamy źle, w obronie gramy dosyć skutecznie, w ataku znajdujemy sobie wiele klarownych sytuacji do zdobycia bramki, ale często na przeszkodzie staje nam bramkarz, na tym poziomie to są zawodnicy klasy światowej i po to stoją w bramce, by zatrzymywać nasze rzuty. Jeśli akcje przełożymy na trafienia, to mam nadzieję, że w lutym będziemy się prezentować jeszcze lepiej.
Marko Mamić: – Pierwszą połowę zagraliśmy bardzo dobrze, zarówno w ataku jak i w obronie. W drugiej połowie zabrakło nam chyba trochę szczęścia, zrobiliśmy też trochę błędów i ostatecznie przegraliśmy mecz. Ale walczyliśmy do końca i to ważne. Troszeczkę chyba minęliśmy się z Filipem, gdy on grał lepiej, to my trochę słabiej. Akurat z jego interwencji często też piłka wpadała prosto w ręce rywali, którzy dobijali i zdobywali kolejne bramki, cóż na to mogliśmy poradzić? Zrobiliśmy krok do przodu i wydaje mi się, że zagraliśmy lepiej, ale nie wystarczyło, by wygrać. Będziemy mieli teraz przerwę, w której m.in. odbędą się mistrzostwa Europy, może to dobrze na nas podziała – taka zmiana otoczenia, choć nie do końca, bo wciąż to będzie ciężka praca z handballem. Niemniej, takie zmiany często odnoszą dobry skutek. Ważne, że teraz wszyscy wracamy zdrowi, nikomu nic się nie stało i wkrótce będziemy w domu.