……………………………………………………………………………………………………………………
Maksymilian M. – skazany prawomocnym wyrokiem, którego Gazeta Wyborcza i Echo Dnia, mimo jego ostatnich wyczynów, uparły się nazywać pełnym nazwiskiem i mianem przedsiębiorcy – zabrał sobie kilka dni temu wystawę z terenu kościoła garnizonowego. Powinienem użyć innego słowa niż „zabrał”, ale póki nie ma wyroku w tej sprawie, nie mogę.
Ale nie o M. będzie ten komentarz, bo to przypadek dla wymiaru sprawiedliwości, który – wierzę głęboko – poradzi sobie z obywatelem wodzącym go za nos od miesięcy.
Bardziej interesująca jest anatomia zła, które rodzi się po takim wydarzeniu. Otóż zjawisko polega najogólniej na tym, że wystarczy jakikolwiek pretekst (ważny, mniej ważny, albo całkowicie błahy), aby przeciwnicy wartości wyznawanych przez większość mieszkańców naszego kraju, wartości ważnych, konstytuujących naszą europejską cywilizację – przystąpili do działania. W warunkach kieleckich oznacza to zazwyczaj aktywność niejakiej pani Marenin – „etatowej” przeciwniczki wszystkiego, co dla tejże większości jest normalne.
Odwołać prezydenta miasta bez żadnych istotnych argumentów, stanąć w obronie szkoły, której nikt nie chce likwidować – proszę bardzo. Protestować przeciw posłance PiS – jest. Uczyć Kościół jego własnych wartości – oczywiście jest.
Ma prawo do takich działań – jej poglądy, jej „wartości”. Ale równie oczywistym jest, że milcząca zazwyczaj w takiej sytuacji większość – nie traktująca poważnie podobnych demonstracji – milczeć nie powinna.
Dlatego Wielki Szacunek dla księdza proboszcza kościoła garnizonowego, który dobrze odczytał zasadę biskupa Hippony „z miłością do ludzi z nienawiścią do grzechu” i stanął w obronie prawa boskiego i prawa ludzkiego. Zło potępił, człowieka stara się zrozumieć.
Jest nadzieja, że mała, ale krzykliwa i obdarzona tupetem grupa, nie zagłuszy głosu rozsądnej i mądrej większości. Niech przemówi do nas księga Koheleta: „Spokojne słowa mędrców więcej znaczą niż krzyk panującego wśród głupców”.
Janusz Knap