Kilku świętokrzyskich morsów postanowiło uczcić Śmigus – Dyngus w typowy dla siebie sposób. Spotkali się nad zalewem w Strawczynie i kąpali w zimnej wodzie. Marcin Kosiba, lider Stowarzyszenia „Ekstremalni” wyjaśnia, przed wejściem do wody była obowiązkowa rozgrzewka, czyli podskoki, przysiady, pompki oraz wymachy rąk i nóg. – Dla nas to wspaniała okazja, żeby móc się spotkać. Śmigus – Dyngus, to przecież święto związane z wodą. Dlatego dziś oprócz morsowania oblewaliśmy się wodą – dodał Marcin Kosiba.
Sławomir Sztejnbis morsuje od roku, a najdłużej w zimnej wodzie wytrzymał pół godziny. – Oprócz przyjaznej atmosfery, to także sposób spędzenie świątecznego popołudnia w aktywny sposób i możliwość zgubienia kalorii. Przebywanie w takiej wodzie przez minutę powoduje utratę aż dziesięciu kalorii. Poza tym, każdemu się wydaje, że nam w tej wodzie jest zimno, a to nieprawda – dodaje Sławomir Sztejnbis.
Z kolei Mateusz Zegadło przyznaje, że morsowanie poprawia jego kondycję fizyczną. – Staram się regularnie, dwa lub trzy razy w tygodniu, morsować. Dla mnie to sposób na bardzo dobrą regenerację. Jako biegacz korzystam z właśnie takiej formy krioterapii po to, żeby mięśnie szybciej się regenerowały. Poza tym, morsowanie powoduje wydzielanie bardzo dużo endorfin, czyli hormonu szczęścia. Dziś woda była przyjemna, ale dla mnie najlepsze morsowanie jest zimą, kiedy jest przerębel, a temperatura spada znaczenie poniżej 0 stopni Celsjusza. Wtedy różnica temperatur wody i powietrza jest mniej odczuwalna – wyjaśnia Mateusz Zegadło.
Osoby, które po raz pierwszy wchodzą do wody, mogą w niej przebywać około minuty, natomiast wytrawne morsy nawet kilkadziesiąt minut.