Kilkumetrowe słupy ognia wydmuchiwane z ust strażaków tzw. bziuki towarzyszyły sobotniej procesji po mszy świętej rezurekcyjnej, która o godzinie 20.00 rozpoczęła się w kościele Matki Bożej Różańcowej w Koprzywnicy w powiecie sandomierskim.
Dokładnie nie wiadomo jak długa i skąd się wywodzi ta tradycja. Według niektórych sięga czasów powstania styczniowego, kiedy władze carskie zabroniły świętowania Zmartwychwstania Chrystusa. Strażacy nabierali nafty w usta i wydmuchiwali ją na płonące pochodnie, miało to być sposobem na ciche świętowanie. Powstające w ten sposób wysokie na kilka metrów słupy ognia, okoliczni mieszkańcy nazwali „bziukami”.
Uroczystość rozpoczęła msza w Wigilię Paschalną w miejscowym kościele Matki Bożej Różańcowej o godz. 20. Po nabożeństwie wokół kościoła przeszła procesja, którą uświetnili ubrani na galowo strażacy z miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej.
– Podobnie jak i w latach poprzednich w bziukaniu wzięło udział tylko czterech strażaków. Dawniej bziukało nawet dziesięć osób. Ale musieliśmy tę liczbę znacznie ograniczyć ze względu na bezpieczeństwo uczestników nabożeństwa. Aby zobaczyć bziukanie do Koprzywnicy przyjeżdża dużo turystów. Przykościelny plac ma niewielkie rozmiary, dlatego nie może w tym uczestniczyć więcej niż tych czterech strażaków – wyjaśnił prezes OSP w Koprzywnicy Zdzisław Cebuchowski.
Pozostali strażacy, towarzyszący bziukającym, nieśli butelki z naftą i zapalone pochodnie. Specjalna asysta wyposażona w koce gaśnicze, czuwała nad bezpieczeństwem osób uczestniczących w procesji. Uroczystość uatrakcyjnili wystrzałami z armat rycerze z lokalnych grup rekonstrukcji historycznych.
Jest to prawdopodobnie jedyny tego typu zwyczaj w Polsce. Nazwa „bziukanie” wzięła się od specyficznego odgłosu, jaki towarzyszy wydmuchiwaniu nafty na płonące pochodnie. Często słupy ognia, które sprawiają wrażenie, jak gdyby wydostawały się z ust strażaków, mają wysokość nawet kilku metrów. W ten sposób strażacy „niosą światło, by oświetlać drogę Chrystusowi”.