Kilkuset widzów, kilkudziesięciu uczestników i mnóstwo adrenaliny – w takich warunkach w dawnej zajezdni MPK na kieleckim Pakoszu odbywa się pierwsza edycja wyścigu Wrak Race Kielce.
Biorą w nim udział samochody, które w opinii rzeczoznawców nadają się tylko na złom. Organizatorzy postanowili jednak, że można je jeszcze wykorzystać do ścigania.
– Na tym to polega. Impreza ma dostarczyć wrażeń dla wszystkich. Auta i tak nie zostały by dopuszczone do ruchu, a tu jeszcze można z nich wycisnąć co się da. Po wyścigu większość i tak trafi na złomowisko. Zawody może nie są profesjonalne, ale chcemy je traktować jako dobrą zabawę. Tor przygotowano tak, by nie dało się osiągać dużych prędkości, bo głównie chodzi o bezpieczeństwo. Na pewno podobne wyścigi chcemy organizować częściej – powiedział Krzysztof Piwnicki, organizator wyścigu.
Wyścig był emocjonujący, a ustawieni za linią ochronną widzowie przyznali, że takiej imprezy w Kielcach brakowało miłośnikom sportów motorowych.
– Fajnie, jak się tak rozbijają. To normalne, że facet lubi takie rzeczy pooglądać. Emocje duże, zwłaszcza, gdy samochody wyrzucają spod kół mnóstwo piachu i kamieni, a to ląduje na naszych ubraniach, ale jest na pewno widowiskowo. Nie każdy kończy wyścig, kierowcy gubią części i pewnie dla niech to jeszcze większa frajda – mówili widzowie, wśród których nie brakło też kibicujących.
– Trzymamy kciuki za kolegę. Jeśli auto wytrzyma to może będzie i puchar, ale liczy się sam start i ta adrenalina – przyznała jedna z pań obserwujących zmagania kierowców.
Warunkiem wzięcia udziału w wyścigu było posiadanie auta o wartości maksymalnie tysiąca złotych. Kto przyjechał samochodem kupionym za wyższą kwotę musiał obniżyć jego wartość demontując część wyposażenia lub… używając młotka. Dla najlepszych przewidziano pamiątkowe puchary. Zgodnie z zapowiedziami organizatorów podobna impreza ma szansę odbyć się w Kiecach w październiku.