Ryszard Biskup przygląda się twórczości ludowej. Stara się odkryć co też muza podpowiada ludowym twórcom. Tym razem pod lupę redaktora trafia „Jak jechołem” w wykonaniu Eugeniusza Rosochackiego, któremu towarzyszy kapela Mirosława Piaseckiego z Jędrzejowa.
Na pytanie kto rządzi w chałupie odpowiedź jest jedna i jasna jak słońce na błękitnym niebie – chłop! Mężczyzna jest bowiem głową i koniec. Tyle tylko, że nawet najbardziej rubaszny czerep osadzony jest mocno na szyi. A szyja to nic innego tylko kobieta, czyli żona. Co ważniejsze i ma większe znaczenie w tym duecie? Odpowiedź nasuwa się sama i jest oczywista, nie trzeba tu wołać na pomoc filozofa. Szyja, szyja, bo przecież szyja głową kręci, tak jak jej się podoba i chce.
Eugeniusz Rosochacki, który akurat tarabanił się furmanką przez Sielce, aż wstrzymał zadziwiony konie, gdy ujrzał, jak kobita pierze po łbie swojego chłopa. Leje biedaka, chociaż ten klęczy i podnosi do nieba obydwie spracowane dłonie błagając połowicę o zmiłowanie. A ta nie, a gdzie tam, a jak, a na co? Nie ma zmiłuj, nie ma przeproś, wali nieboraka gdzie popadnie, nie patrzy na rozbity łeb, krwawe plamy na koszulinie, siniaki na plecach, podbite jak po awanturze w knajpie ślepia. Za co ta cała sromota, ta kara, szykana, poniewierka? A za nic! Za to, że bidula, ślubny mąż wrócił z pola i zeżarł masło z dzieży. No, napchał kałdun, mlasnął jęzorem jak spasiony kot i zadowolony. To i słusznie dostaje po łbie, wyje z bólu, klęczy na obydwu kolanach, przyjmuje razy, jakimi częstuje go olaboga ślubna. Koniec świata, sromota z gomorą i jeszcze kupa dziada na dodatek. Rozjuszona baba ani myśli przerwać to gorszące widowisko, leje i tłucze nieszczęśnika aż wióry lecą!
Poturbowany gospodarz sięgnął wreszcie po ostateczny argument. Uratował się rejteradą, zwiał z gumna. Skoczył żwawo między sąsieki, ukrył w stodole. Spod kalenicy, z wysokości strzechy pokazał swojemu katowi, gdzie zgina się dziób pingwinowi. Pomacał obite plecy, oblizał spierzchnięte usta i wycedził przez wybite drewnianym kołkiem zęby – „a jo se wezmę i pójdę teroz w świat. Znajde se innom babę, co mnie nie będzie biła! A ty rycz, rycz cholero jedna co Boga nie mosz w sercu i na ślubnego renkę żeś podniesła. Innom se znajdem, lepszo. Bedziesz widziała, bedziesz tu psiajucho jedna, widziała”!
POSŁUCHAJ FELIETONU RYSZARDA BISKUPA:
„Jak jechołem” – wyk. Eugeniusz Rosochacki z kapelą Mirosława Piaseckiego z Jędrzejowa
Jak jechołem bez Sielce to słoneczko już zaszło,
Jak jechołem bez Sielce, to słoneczko już zaszło,
A baba chłopa biła, oj bo ji podjod masło,
A baba chłopa biła, oj bo ji podjod masło.
Chłop się drze o laboga i na kolanach klency,
Chłop się drze o laboga i na kolanach klency,
A nie bij że mnie babo, a nie bij ze mnie więcy,
A nie bij że mnie babo, oj nie bij ze mnie więcy.
A czyś się babo wściekła i ni mosz ty rozumu,
A czyś się babo wściekła, i ni mosz ty rozumu.
Bo chłop przyjechoł z pola, nie rób że tyle szumu,
Bo chłop przyjechoł z pola nie rób że tyle szumu.
A baba jak to baba, bo lubi dużo szczekać,
A baba jak to baba, bo lubi dużo szczekać
I musiol chłop nieborok, oj do stajni uciekać!
I musiol chłop nieborok, oj do stajni uciekać!
Oj dzisiej cię odyjdę i godom ci to teroz,
Oj dzisiej cię odyjde i godom ci to teroz,
Ty bedziesz żałowała, i zapłacesz se nieroz,
Ty bedziesz żałowała i zapłacesz se nieroz.
Jo żem się jusz namyśloł i dom se w życiu rade,
Jo zem się jusz namyśloł i dom se w życiu rade,
I pewnie se na świecie łoj znajdę lepszom babe,
I pewnie se na świecie łoj znajdę lepszom babe.