We Wszechświętych jest od 1930 roku, czyli od momentu założenia miejscowej straży pożarnej. Sprowadził go ksiądz, który był pierwszym prezesem OSP, jednak nie wiadomo skąd. Przechowywany był natomiast w kościelnym skarbcu. Mowa o tarabanie, który słychać dwa razy w roku. W najbliższą niedzielę wybrzmi w czasie rezurekcji.
Jak informuje Krzysztof Przysucha, prezes OSP Wszechświęte, według dawnych zapisków taraban służył ostrzeganiu lokalnej społeczności przed niebezpieczeństwami i… nadjeżdżającym taborem cyganów. Dzisiaj bęben oznajmia Zmartwychwstanie, używany jest też w czasie Bożego Ciała. Dawniej bębniono także w czasie odpustu Trójcy Świętej, jednak ten zwyczaj upadł. Ponieważ zniesiono pandemiczne obostrzenia, więc w tym roku taraban wybrzmi, tradycyjnie, podczas procesji, która trzykrotnie okrąża niewielki kościółek.
Jak dodaje, w latach 70. XX wieku, na kilka lat taraban zniknął, zapodział się i nikt nie wiedział o jego losie. Szczęśliwie został odnaleziony i do dziś jest przechowywany w należyty sposób. Pielęgnowany przez trzy pokolenia rodziny Kudasów: Gustawa, Stanisława i Szymona. Tradycja była podtrzymywana z pokolenia na pokolenie.
We Wszechświętych jest trzech tarabaniarzy. Wśród nich Marcin Czuba, naczelnik miejscowej OSP. Jak mówi, ta funkcja zobowiązuje do podtrzymywania tradycji. Podkreśla także, że jest to element, który wyróżnia strażaków ze Wszechświętych wśród innych jednostek, bo żadna tarabanu nie posiada. Dodaje też, że już jako chłopiec zaczął interesować się grą na bębnie, ale nie opanował dawnego rytmu, dzisiaj brzmi on inaczej.
Marcin Czuba chciałby, aby młodzi strażacy wiedzieli jak ważne jest kultywowanie niemal stuletniej tradycji. Kilka dni przed tarabanieniem, instrument wystawiany jest na słońce, aby kozia skóra się napięła i wydawała dobry dźwięk.