W Masłowie dobiegają końca Mistrzostwa Związku Polskich Spadochroniarzy na celność lądowania. Zawody połączone są ze Świętokrzyskimi Międzynarodowymi Zawodami Spadochronowymi oraz III Memoriałem Spadochronowym im. gen. Tadeusza Buka. W sobotę wykonywano po cztery skoki, a w niedzielę dokończenie zawodów i dwie kolejki skoków.
Zawody są rozgrywane w dwóch kategoriach: spadochrony klasyczne oraz spadochrony szybkie. Spadochrony szybkie lądują na kole o średnicy 20 metrów. Z kolei spadochrony, które lądują na materacu muszą trafić w punkt o średnicy trzech centymetrów. Kto wyląduje najbliżej środka ten wygrywa.
Piotr Płotczyk, sędzia główny zawodów, przyznaje, że rywalizacja jest bardzo zacięta, a poziom wysoki.
– Przed nami jeszcze dwie kolejki skoków. Podejrzewam, że walka będzie do samego końca o te najlepsze lokaty, czyli trzy pierwsze miejsca indywidualne i drużynowe. Nie można mówić o faworytach, gdyż wystarczy jeden nieudany skok i posypie się cały misterny plan zawodnika, żeby osiągnąć sukces na tych zawodach – wyjaśnia sędzia.
Dla Wojciecha Brońskiego z Wrocławia wyniki zawodów mają drugorzędne znaczenie. Jak mówi najważniejsza jest pasja. On sam oddał już 3,5 tys. skoków.
– Wyniki to jedno, a pasja to drugie. Jakikolwiek rezultat byśmy osiągnęli, to i tak jesteśmy zadowoleni. Od siódmego roku życia bardzo mi się podobały spadochrony, a także żołnierze w beretach z odznakami. Skaczę już od ponad 40 lat, a pierwszy skok oddałem będąc szesnastolatkiem. To jest wspaniała zabawa i pasja – przyznaje.
Niedzielne zawody potrwają do godziny 15.00.