„Uciekła mi przepióreczka” – dzieło Stefana Żeromskiego z 1924 roku zostało na nowo odczytane i pokazane na deskach kieleckiej sceny dramatycznej. Tekst uwspółcześnił Paweł Sablik, a wyreżyserował Michał Kotański.
Spektakl po raz pierwszy został wystawiony w 1925 roku w Teatrze Narodowym w Warszawie. Opowiada historię Edwarda Przełęckiego, fizyka i działacza społecznego, który we współpracy z nauczycielami zamierza powołać w Porębianach uniwersytet ludowy. W Edwardzie zakochuje się jednak nauczycielka Dorota Smugoniowa. Edward, mimo uczucia, którym również darzy Dorotę, świadomie wywołuje skandal, by skompromitować się w jej oczach. Robi to, aby ratować małżeństwo Smugoniów oraz ideę uniwersytetu ludowego. Następnie wyjeżdża z miejscowości.
Dyskusja na temat edukacji
Przez dekady ta opowieść doczekała się wielu interpretacji. Teraz swoją zaproponował Michał Kotański, dyrektor Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach. Wyjaśnia, że jest to spojrzenie na klasykę z dzisiejszej perspektywy.
– W tekst Żeromskiego są wpisane pytania, na które odpowiedzi sto lat temu wydawały się oczywiste, a dzisiaj już takie nie są. Z jednej strony chcieliśmy iść za tekstem, a z drugiej pokazać szczeliny, jakie dziś w nim widzimy oraz możliwe interpretacje i to, co z dzisiejszego punktu widzenia wydaje się ważne w tym tekście – tłumaczy.
A co jest ważne? Zagadnień jest wiele, bo pojawia się temat organizacji edukacji, lecz poszerzony o kwestie zawiązane z reformą szkolnictwa i roli nauczycieli. Poruszony został temat elit – jakie są i jakie powinno być ich zadanie, bo widzimy tu inteligencję, która choć ma świadomość ważnej roli, jaką pełni, z wyższością patrzy na mieszkańców wsi. Z drugiej strony jest też księżniczka Celina Sieniawianka (w tej roli Joanna Kasperek), która daje się omamić wizji Przełęckiego, by w ruinach dawnego pałacu stworzyć uniwersytet. I choć wydaje się, że z jej strony to tylko kaprys, kiedy Przełęcki ucieka z Porębian, ona nie wycofuje się z podjętej decyzji, i sama postanawia zbudować szkołę. Bierze odpowiedzialność za los lokalnej społeczności. Robi to wbrew radom swojego administratora (gra go Andrzej Plata, nadając mu nieco komiczny rys).
Już nie jest ofiarą
W tym współczesnym odczytaniu, na pierwszy plan wysuwa się także Dorota Smugoniowa, żona wiejskiego nauczyciela, Smugonia. Taką koncepcję zaproponowała prof. Krystyna Duniec z Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk, która mówi, że o Smugoniowej zawsze myślała jako o silnej postaci, a nie ofierze.
– Jako tej, której głos jest silnie zapisany w treści dramatu, ale wiele elementów ją przesłoniło, m.in. porządek historyczny, porządek kulturowy, patriarchalny świat, którego reprezentantem był Żeromski, itd. To nie jest intencjonalne wydobycie głosu Smugoniowej. Jest to bohaterka, która zasługuje na swój głos jako nauczycielka, jako przedstawicielka inteligencji, która się wywodzi z chłopstwa. Głos Smugoniowej wybrzmiewać będzie. Ze zmarginalizowanej przez tradycję osoby, wyrasta na pełnoprawną bohaterkę. Po prostu jest nią. To wszystko jest w tekście dramatu, Żeromski to wszystko sam zapisał, trochę nieświadomie. Przedstawił też ironiczny, ale przez to prawdziwy obraz inteligencji, która chce dobrze, ale często to ich wola działania zbudowana jest z frazesów – wyjaśnia.
Prof. Krystyna Duniec pojawia się także w spektaklu. Na ekranach telewizyjnych widzimy jej rozmowę z dwiema kieleckimi nauczycielkami, związanymi z I Liceum Ogólnokształcącym im. Stefana Żeromskiego: Magdaleną Helis-Rzepką i Lillą Winiarską-Mancini. Polonistki opowiadają o swoim odczytaniu dzieła Stefana Żeromskiego, ale także o kondycji oświaty w Polsce, nie tylko tej dzisiejszej.
Paweł Sablik, dramaturg mówi, że to forma teatru dokumentu.
– Ponieważ dwie lokalne, kieleckie nauczycielki odwiedzały nas na próbach, słuchały naszych pomysłów, a następnie zgodziły się na wywiady, w których prof. Krystyna Duniec starała się wyciągać z tych pań to, co już wiedzieliśmy, w kontekście naszej interpretacji, no i z perspektywy nauczycielek z tego terenu – tłumaczy.
Dobrze zagrana historia
Za sprawą Pawła Sablika tekst Stefana Żeromskiego przybrał miłe współczesnemu odbiorcy brzmienie, pozbawione nieco męczącego stylu twórcy „Przepióreczki”.
– Najtrudniejsze było doprowadzić scenariusz do takiej formy, z której usunęliśmy te wszystkie elementy, które za czasów Żeromskiego były na czasie i interesujące w odbiorze, a dzisiaj takie nie są, natomiast pozostawić to, co dziś jest aktualne. Przy tym wszystkim oczywiście chcieliśmy zachować całą historię – mówi.
I choć dyskusja o współczesnym odczytaniu dramatu Stefana Żeromskiego jest ważna, nie można pominąć faktu, że jest to fabuła świetnie pokazana przez kieleckich aktorów. Każdy z bohaterów jest znakomicie sportretowany. W rolę zapatrzonych w swoje dziedziny naukowe profesorów wcielają się: Łukasz Pruchniewicz, Jacek Mąka, Bartłomiej Cabaj i Mateusz Barnacik. Jest też nieco zagubiony wiejski nauczyciel Smugoń, którego gra Dawid Żłobiński.
Jest wreszcie ona – Dorota Smugoniowa, czyli Ewelina Gronowska. Bohaterka z krwi i kości. Bywa pogubiona, wyznaje uczucie Przełęckiemu, dla którego jest gotowa zostawić męża, ale ostatecznie to ona zdobywa się na odwagę, by poprowadzić uniwersytet ludowy. Na naszych oczach przechodzi przemianę.
Jest też Przełęcki, który w dotychczasowych interpretacjach był pokazywany jako ten, który dla dobra rodziny i idei, jaką jest uniwersytet ludowy, opuszcza Porębiany. Kreujący go Wojciech Niemczyk wyjaśnia, że to postać niejednoznaczna i przy jej tworzeniu sprzeczał się z twórcami spektaklu.
– Tu mamy taką sytuację, że spektakl opowiada historię o Przełęckim, który ucieka przed wzięciem na swoje barki odpowiedzialności. Ale ja zadawałem pytania, co on powinien zrobić, jakie mają pomysły na wyjście z tej sytuacji z punktu widzenia mężczyzny, któremu zostaje wyznana miłość, a on ma świadomość, że ta kobieta ma męża, dziecko, rodzinę? Ale kwestia rozwiązania ostatecznie należy do dramaturga, reżysera. Ja zawsze staram się bronić tej postaci, co w zderzeniu z tym, co opowiada nam treść spektaklu, tworzy niejednoznaczność i myślę, że to jest duży atut tego, bo tak jak w życiu, nic nie jest czarne, albo białe – tłumaczy.
„Pozytywistyczne ideały mogą dziś być aktualne”
Najnowsza wersja dramatu „Uciekła mi przepióreczka” to miejscami zabawna historia o misji, odpowiedzialności, marzeniach, miłości, ale też ważny głos w dyskusji nad edukacją szeroko pojętą.
Widzowie wychodzili ze spektaklu pozytywnie zaskoczeni.
– Jestem zadowolona, że jest taka forma przekazu, nowe techniki. Nie jestem z zawodu nauczycielem, więc nie mam spostrzeżeń pedagogicznych, ale myślę, że warto było zobaczyć to przedstawienie – mówiła jedna z pań.
Prof. Anna Świercz przyznała, że oglądała „Przepióreczkę…” z wielkim zainteresowaniem.
– Myślałam, że we współczesnym teatrze sięgniecie po, powiedzmy sobie szczerze, taką ramotę, to nie będzie dobry wybór. Ale dali radę. Okazuje się, że pozytywistyczne ideały mogą dziś być aktualne. Sztuka na pewno dla wszystkich. A młodzież może to odczytać tak, że może warto walczyć o ideały, warto walczyć o miłość – zauważyła.
Podobne odczucia miał też dr Grzegorz Świercz.
– Żeromski jest trudny w odbiorze. On był już trudny w czasach naszej młodości, a już obecnym czasom na pewno ten pisarz nie przystaje. Dlatego wydawało mi się, że nie da się tego ciekawie pokazać, ale okazało się inaczej. Mam też przemyślenia co do tego, o czym mówiła pani profesor, czyli na temat sytuacji nauczycieli. Od 1989 roku w polskim rządzie zasiada wielu nauczycieli. Więc może to w nas samych tkwi ta niemożność, niezrozumienie miejsca, w którym jesteśmy, i w którym powinniśmy być – zaznacza.
Najbliższe okazje, by zobaczyć spektakl „Uciekła mi przepióreczka”: 6, 7, 8 i 10 stycznia na tymczasowej scenie Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach.