Ploteczki spod kołdereczki, jak ktoś lubi, to nie ta książka – tak we wtorek (21 lutego) żartował Jan Englert, który był gościem Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. Witolda Gombrowicza w Kielcach. Na spotkanie z aktorem przyszły tłumy jego fanów. Sala, w której odbyło się spotkanie była wypełniona po brzegi. Wiele osób przysłuchiwało się słowom artysty z korytarza.
Pretekstem do przyjazdu artysty do Kielc była książka zatytułowana „Bez oklasków”. Premierę miała w listopadzie 2021 roku. To wywiad – rzeka, który z Janem Englertem przeprowadziła Kamila Drecka. Dziennikarce jako pierwszej udało się nakłonić go do szczerej rozmowy. Jak mówi aktor w publikacji: „namówiła mnie na wyznania, do których nie byłem zdolny nigdy w życiu”. Podczas wizyty w Kielcach Jan Englert żartował, że użyła argumentu w postaci jego żony, Beaty Ścibakówny.
„Przez całe życie się okopywałem”
– To była zmasowana akcja wojujących feministek, a ja ze swojej strony znalazłem się w takim momencie, w którym wiedziałem, że jeśli chcę jeszcze rozliczać coś sam z sobą, to sam powinienem napisać taką książkę. Wiedziałem jednak, że nikt mnie nie zmusi, żebym do tego usiadł, więc uległem pani Dreckiej. Ona była chyba piątą osobą, która próbowała prowadzić ze mną taki wywiad – rzeka, ale dla wszystkich miałem jeden warunek, że też będę pisał sam. Pani Drecka się na to zgodziła. W związku z tym są tam całe fragmenty, które są mojego pióra, nie jej. To wszystko, co piszę o sobie sprzed 40 lat jest moje. Nie wszyscy to rozumieją. Przede wszystkim pani Drecka, kiedy mówiłem śmiała się z moich dowcipów, czym mnie uwiodła – dodał.
Jan Englert pokazuje w książce różne swoje twarze. Sam podkreśla, że nie jest złożony z jednego Englerta, „bo było ich co najmniej pięciu”. Widzimy go jako aktora, dyrektora teatru, pedagoga, osobę zaangażowaną w życie społeczne, ale także jako starszego brata, syna, męża i ojca. Na łamach publikacji przyznaje, że zawsze chronił swoją prywatność: „Pewnie tego świata nie rozumiem, bo przez całe życie się okopywałem, żeby nic o mnie nie przedostało się do opinii publicznej”.
„To, co złe, to sam napisałem”
Tak tłumaczył, dlaczego w wieku prawie 80 lat, a skończy je 11 maja tego roku, wpuścił czytelników za kulisy swojego życia:
– Próbuję demitologizować rzeczywistość, w której żyję i siebie samego. Nikt z nas od początku do końca nie jest zbudowany z tej samej materii. Zmieniamy się pod wpływem miłości, uczuć, tego, co nas otacza, pod wpływem pewnego rodzaju zdeterminowania. Jestem w wieku, w którym czas na jakieś podsumowania i próbuję zacząć od siebie w ramach empatii, do której namawiam wszystkich. Natomiast, by być empatycznym trzeba najpierw rozliczyć się z samym sobą, wiedzieć co w życiu było słuszne i niesłuszne. A wiek? To też mówię w książce: starzenie się, to tracenie pewności siebie. Starzenie, to jest coraz większa ilość wątpliwości, natomiast wątpliwości są rzeczą słuszną, tylko trzeba pamiętać, że osłabiają – podkreślił.
Aktor, mówiąc w książce o kolejnych etapach swojego życia nie pomija tematu śmierci, przemijania. O wszystkim opowiada z ogromnym dystansem przede wszystkim do swojej osoby. Podkreśla, że jak na biografię, niewiele jest mówienia o sobie.
– Bardziej staram się mówić o sytuacjach w jakich się znalazłem i moim stosunku do tych sytuacji i do siebie samego w tych sytuacjach. To nie jest typowe zwierzenie. Ploteczki spod kołdereczki jak ktoś lubi, to nie ta książka. Tego tam nie ma. Tam jest coś, co jest moją cechą, która mi pomagała czasami w życiu, a raczej przeszkadzała – jestem ironistą. Lubię kpić, żartować. Z siebie samego też. Więc w tej książce też z siebie żartuję czasami. Miałem takiego znajomego, który do mnie zadzwonił z pytaniem, jak mogłem dopuścić, żeby ta pani tak źle o mnie pisała. Odpowiedziałem, że to, co złe, to sam napisałem. Tego nie odczytał – powiedział.
„Ja też najbardziej się boję miernoty”
Jan Englert mówił o zawodzie, z którym jest najbardziej utożsamiany, a więc o aktorstwie. Zauważył, że traci ono na znaczeniu, przestaje się w nim liczyć fachowość.
– Żyjemy w świecie, w którym kryteria estetyczne, kryteria etyczne, punkty odniesień, nawet 10 przykazań – wszystko zaczęło być płynne. Dla mnie punktem odniesienia w ocenie czegokolwiek, a zwłaszcza w zawodzie, który uprawiam, czy w zawodach, które są niewymierne jest umiejętność, czyli rzemiosło. Holoubek kiedyś w wywiadzie, na pytanie: czego się pan boi naprawdę, odpowiedział: miernoty. Ja też najbardziej się boję miernoty. Miernota to są ludzie, którzy nie mają szacunku dla umiejętności, dla kogoś, kto umie coś więcej od nich. Tego się boję. Jestem wielbicielem fundamentów i rusztowań, a nie tego, co z nich się maluje – zaznaczył.
Podczas spotkania można było kupić książkę „Bez oklasków”. Jan Englert chętnie rozdawał autografy.